minął dzień w zasadzie leniwie. Przyszła Marysia, pogadałyśmy ,okazało się że don Vittorio był chory na covida , poza nim nikt...ani mama, ani ona, ani dzieci ani wnuki. On zaraził się w pracy, w szpitalu. Mówiłam wczoraj małżu , żeby podjechał do apteki i kupił pulsoksymetr...przecież on wciąz jeździ do ludzi i ciągle kaszle i smarka. Ale do chłopa to można mówić jak krowie na rowie, a mojemu to już wybitnie. Paszczur mi wczoraj zrobił dzień, przysłała filmik z Kazikiem ależ się maluch na nim zaśmiewa....ależ gaworzy , szok..przecież on wczoraj skończył dopiero 6 tygodni. Nie lubię tego naszego listopadowego święta, smętne jakieś takie, może wypuszczę się dzisiaj do parku ...połazić, niekoniecznie z nikusiem, jakoś mnie tak gna ...do kontaktu z naturą ale..bezczłowiekowo. A na dzień dobry zapraszam was na dokawowe obrazkowanie.
No to miłego świętowania. Ahoj !!!! Przygodo ahoj!
Magdalena762013
14 listopada 2020, 22:52O?! Zupełnie inne widoczki! Świetna odmiana! A Kazik naprawdę jakby duzo wcześniej zaczął byc kontaktowy.
Beata465
15 listopada 2020, 04:38Haaa....moja krew a przecież w czasach zarazy ...nikt nie bywa u niego ...tylko my i położna :D
Magdalena762013
15 listopada 2020, 13:19Obstawiam, ze dość szybko sie chłopak wybije:). Na pewno juz w szkole. A moze nawet wcześniej?!
Beata465
15 listopada 2020, 13:27już ja go będę " wybijała" :D