ew opcja nr 2 kopyta wyciągnięte niedługo będą ( przez mnie) Normalnie tempo zbyt tempiaste. Potworki studenckie zjechały wczoraj zamiast dzisiaj ...pożarły mi obiad, którym miałam się cieszyć dni 3 - pierś kurczaka marynowana w jogurcie z curry, do tego kasza gryczana i surówka z jabłka i marchewki, żeby jej nie słodzić do smaku wlałam trochę soku wyduszonego z pomarańczki i fest opieprzyłam , surówkę, nie pomarańczkę. Po obiedzie wywlekli mnie do galerii ( aaaa przed ich przyjazdem zdążyłam upiec drożdżowe z rabarbarem i kruszonką migdałową) po smarkfona dla małża ( ciekawe co on z nim będzie robił, w życiu nie miał w dłoni takiego sprzętu), a jak już byłam w tym miejscu, którego serdecznie nie znoszę ( tzn. nie znoszę obiektów typu galeria) to dzieć jęknął że nie ma spódnicy a idzie na rozmowę w sprawie pracy, no i łaskawie zgodziłam się robić za konsultantkę spódnicową( dziewczyny wiedzą że nienawidzę chodzić z kimś po zakupy) . Weszłyśmy do jednego sklepu, Paszczur od razu dostał reprymendę, że porusza się chaotycznie po sklepie, " czyli jak mam się poruszać"? spytała...." uporządkowanie" odpowiedziałam, zaczynamy od brzegu i idziemy albo w lewo albo w prawo ale po kolei a nie ...latać po całym sklepie, wracać 5 razy w jedno miejsce a w drugim nie być wogóle. O dziwo, posłuchała. Wypatrzyłam fajną spódnicę...bardzo ciekawa koronka, niczym plątanina nitek, pod spodem ciut krótsza podszewka ( cena oczywiście przyprawiająca o zawał) ale wzięła spódnicę poszła mierzyć i ....doopa z króla. Paszczur wysoki, ale nogi niespecjalne , a spódnica krótka, za krótka jak na rozmowę o pracy. Więc spódnica wróciła na wieszak a my powlekliśmy się dalej ( towarzyszył nam potencjalny zięć...niech będzie błogosławiony, podobnie jak wszyscy mężowie, których potwory żony zmuszają do towarzyszenia im w zakupach w zupełności wystarcza karta płatnicza męża, ew. zastrzyk gotówki w portfelu, na cholerę mąż . Wpadłyśmy do drugiego sklepu, dziecek posłusznie zaczął tym razem od skrętu w lewo ...bo padło pytanie, czy ew. ma żakiet jakowyś, a w tym sklepie niebrzydkie żakiety kusiły po lewicy. Żakiety niebrzydkie, ceny...koszmarne. Ale ona w żakietach a moje sokole , dalekowzroczne oko, wypatrzyło kiecuchę....czarna w białe grochy, kloszowana. Łap odpowiedni rozmiar w garść i pogoniłam Paszczura do przymierzalni - jak to u mnie w zwyczaju, pierwszy rzut oka , strzał w dziesiątkę. Wyglądała bardzo dobrze, no ale do tego przydałby się żakiet....znowu poleciałam między wieszaki, przyniosłam jeden biały z subtelnymi czarnymi lamówkami , założyła...spieprzony, na bokach zbyt duży, marszczył się pod pachami , za to tył ...za ciasny ( cena 200 zł) , odwiesiłam bez żalu, ale wracając wypatrzyłam jeden, jedyny, akurat w jej rozmiarze bielusieńki , któremu smaczku dodawały suwaczki przy rękawach i w kieszonkach. Miara....ten idealny i znowu cena 200 zł. Dzieć jęczy że zbankrutuje, ja mówię że w razie czego zapłacę kartą, bo coś tam na koncie mam ( nie spojrzałam na cenę kiecki) a i tak przekażemy paragon ojcu, na tak zbożny cel , jak rozmowa o pracę, kasiorki nie będzie dusił. Paszczur stwierdził, że na razie bierzemy sukienkę a po żakiet pójdziemy ....jeszcze gdzieś. Okazało się , że kiecka 190 zł ( o matko jedyna !!!!) , po drodze gdzieś....skonsultowałyśmy , że ma żakiecik w kolorze kwarcowego różu, więc stwierdziłam, że bedzie pasował do kiecki. W ten sposób zaoszczędziłyśmy 200 zł i wróciliśmy do domu.
Dziś od rana obłęd....6 30 tradycyjnie bąsen. Po bąsenie, musiałam jechać po zakupy, wpadłam więc na pomysł, że jak się wyszoruję pod basenowym prysznicem, to w drodze do domu , na śniadanie, sierść mi będzie schła. Współpływaczka mi pożyczyła żel pod prysznic i tym sposobem, super umyłam włosy. Wpadłam do domu , wydarłam się na Paszczura, żeby wstawała , bo zaraz jedziemy, wypiłam wodę z cytryną, kawę, zjadłam jajka na miękko, chlebek żytni z pomidorkiem i usłyszłam " nie jadę z tobą, pojedziemy później z Tomkiem i od razu do Warszawy" osz ty...goniona w tę i we w tę. . Pojechałam, szybciutko zrobiłam zakupy, dzisiaj było sporo rzeczy polskich, min. kupiłam twaróg sypki - granulki jak wiejski jeno bez śmietanki - suchy. Sprawdzimy co to za wynalazek . W domu byłam 8 50 , dziecki mi pomogły rozpakować zakupy, zrobiłam siku i już musiałam lecieć do mojego kata. Kefir w torbę ( II śniadanie o 11) i poleciałam per pedes, po katowaniu , a piać do galerii, po książkę. Po drodze, oczywiście na łapach własnych, weszłam do kilku sklepów z obułwiem i znalazłam cudne złote sandałki na maleńkim koturnie, idealne na wesele, do tańczenia całą noc ( bo na początku wesela wystąpię w tych Lasockich...pudrowo różowych na słupku) ze względu na wczorajszą kieckę dziecka ...butów dzisiaj nie kupiłam, nie chcę małża zabić kumulacją....rachunków, więc buty kupię 21 jak będę po sąsiedzku u fryzjera. Sandałki jedyne 230 zł ( Jesuuuuuuuuuuu) . Pognałam do galerii gdzie odebrałam " Sztukę pierdzenia" - traktat o owej czynności, jakiś czas temu czytałam recenzję owej książeczki, autorka recenzji, gwarantowała doskonałą zabawę w trakcie czytania i nie miała tu na myśli odgłosów, wydawanych wiadomą częścią ciała. Faktycznie , ledwie zaczęłam czytać w domu na głos wstęp do owego dzieła ( dzieło ma lat ponad 100 i jest pisane oczywiście ówczesnym językiem) a już rżeliśmy z zięciuniem. Z galerii przyleciałam ( wciąż na stopach) do domu, myślałam że mi nogi w obojczyki wlazły, Paszczur poleciał po urodzinowe ciasto dla ojca ( co prawda on Zośkowy) ale ani jej ani zięciunia dnia owego nie będzie, a fader łasuch, więc słodki prezent w to mu graj. Swoja drogą myślałam że gadów już nie ma ...a tu za chwilę pojawia się księżniczka, uśmiecha się i wrzeszczy " jeść, jeść , jeść...papu!!!!!!!!!!! Dostaniemy jakiś obiadek?" Najpierw kazałam jej się pocałować ....każdy wie gdzie, a potem powiedziałam że mogą dostać o 14 - bakłażana zapiekanego z indykiem, pasi? Pasiło ...oni pojechali wywołać zdjęcia a ja jęcząca na bolące nogi stanęłam do boju i do blatu, czynić żarło. Jedzonko uzyskało akceptację, sosiku warzywno indyczego zostało mi na jutro do kaszy z wczoraj. Więc jestem happy jutrzejszy obiad mam z głowy. Tym bardziej że znowu czeka mnie maraton, urząd pracy, powrót do domu i wędrówka do krawcowej. I tym oto optymistycznym akcentem, życzę wam miłego popołudnia. Idę reanimować stopy ...najlepiej jak poleżę z łapami do góry
Magdalena762013
9 maja 2016, 21:41Kobieto - a czy to wesele nie jest dopiero w wakacje czy na dniach? Tempo - szalone. Ale dałaś radę:).
Beata465
9 maja 2016, 22:10no w wakacje....ale ja nie znoszę zostawiać czegoś na ostatni dzień, poza tym w kilku sklepach panie mi powiedziały że dostawy np. letnich butów będą się kończyły od końca maja do połowy czerwca. Poza tym buty nie ser...nie zgniją :D a znaleźć ładne i wygodne dla mnie ...to naprawdę jest sztuka :D
Magdalena762013
10 maja 2016, 00:21Mądra dziewczynka:).
.Wiecznie.Gruba.
9 maja 2016, 19:31Poproszę o przepis na ciacho :) mi wczoraj teściowa wręczyła rabarbar z misją upieczenia ciasta haha
Beata465
9 maja 2016, 20:12zajrzyj na mój blog ruda-z-garami, już tam jest przepis :D
siostrazdlugareka
9 maja 2016, 19:27Biedny ! ( niemal dosłownie ) szwagier . Jeszcze hrabini do kompletu brakuje . Ale ona chyba dostała już swoją dolę ? Na remont przedślubny .
Beata465
9 maja 2016, 20:12Biedny to on nie jest :D na nasze szczęście, hrabinia może oczekiwać czegoś z okazji urodzenia wnuka ...a to poczeka sobie :D
siostrazdlugareka
10 maja 2016, 15:31heheheh ale mówimy o wnuku czy wnuczątku :D
Beata465
10 maja 2016, 16:32wnuczątku of course
inhibit
9 maja 2016, 19:13Niesamowicie się to samo życie czyta :D
Beata465
9 maja 2016, 19:19Dziękuję....faktycznie , samo moje życie ostatniodniowe :D