Nie jest źle, w końcu udało mi się zahamować proces wzrostu wagi, a nawet ją troszeczkę obniżyć. Chwilowo usunęłam pasek postępu spadku wagi, ponieważ w sumie do tej pory po chwilowym spadku a następnie wzroście, troszkę się załamałam. Teraz udało mi się wrócić na właściwe tory odchudzania.
Plan jest przede wszystkim taki, że lato chcę przywitać dwucyfrową liczbą, którą miałam chyba ostatnio w czasie studiów i to jakoś tak w ich połowie. Nie zamierzam się jakoś strasznie spinać, tylko muszę podejść do tego spokojnie, tak żeby się nie stresować za bardzo.
Znów zaczynam obliczać kaloryczność potraw, na początek przeprowadzę dietę 1500-1800 kcal i stopniowo będę kaloryczność obniżać, w tak zwanych momentach przełomowych. W styczniu na 1800 schudłam 5 kg oczywiście poparłam to wysiłkiem fizycznym, więc nie widzę powodu żeby drastycznie zacząć się odchudzać i zrezygnować zaraz po miesiącu. docelowo w tym roku chciałabym osiągnąć wagę 85 kg, myślę że nie jest to zbyt wygórowany cel, a możliwy do osiągnięcia. Tym bardziej, że już wiosna w pełni, a lato już na horyzoncie więc będę miała stosunkowo więcej ruchu na świeżym powietrzu (przede wszystkim grzebanie w ziemi przy moich kochanych roślinkach w ogrodzie).
Od jutra też wskakuję na mój ukochany rowerek (dzisiaj musi mój mąż zrobić mu kompletny przegląd), nie stacjonarny, ale ten zwykły miejski, i nie zejdę z niego do późnej jesieni. OBIECUJĘ TO SOBIE.
Socjolozka
12 kwietnia 2015, 08:47Nie ma załamywania! :) W odchudzaniu jak w życiu, są lepsze i gorsze chwile. Powodzenia :) I piękne postanowienie z tym rowerem!