No i stało się! Na wadze pojawiła się straszna liczba 66. 66 kilogramów.
Olaboga!
Według internetów zwiastuje to nadwagę. Lekką, bo lekką, ale nadwagę. Pierwszy raz w moim świadomym już życiu (mówię świadomym, bo jako dziecko byłam gruba, jak bela, ale z tego wyrosłam :)) Co prawda, optymistyczna wersja internetów głosi, że po prostu jestem za niska, jak na moją wagę :) Ale niestety rzeczywistość jest inna..
Co więcej! Kończy się luty, dni się robią coraz dłuższe, miesiące coraz cieplejsze, a ja tam bardzo lubię ubierać krótkie sukienki. Powiedzmy, że głupio jest wyskakiwać w letnich sukienkach z taką figurą..
Do odchudzania podchodzę raz na jakiś czas. Wtedy jest i dieta i ćwiczenia. Ale po jakimś czasie nagle pojawia się COŚ. COŚ, które powoduje, że nagle porzucam to wszystko, co do tej pory zrobiłam. Ciężko jest mi powiedzieć, dlaczego przestaję. Jest to trudne, bo nagle jednego dnia robię wszystko, jak należy, a potem przychodzi złe i niedobre COŚ.
No ale postanowiłam spróbować ponownie. Walczyć z COSiem, walczyć z wagą, walczyć o dobrą figurę. Jestem na trzecim dniu. Skaczę na skakance, czekam na swój hula-hop, zamierzam biegać, trzymam dietkę.. Zobaczymy.. W każdym razie, kto może, niech trzyma kciuki.
Może tym razem się uda..