Siedzę cały poranek i myślę o tym pamiętniku. Nadal się zastanawiam, czy warto i ciągle ciągnie mnie, żeby otworzyć komputer i dodać kolejny wpis. Potem myślę sobie – po co, po jaką cholerę piszesz to na publicznej stronie? Nie możesz w wordzie napisać o swoich przemyśleniach i zapisać ich na pulpicie? Potrzebna jest tobie ta świadomość, że ktoś to czyta? No własnie chyba tak. Chyba własnie o to chodzi w blogach. Ta świadomość, że ktoś to przeczyta i że nie będę ludziom obojętna. Cholerny XXI wiek.
Moim największym marzeniem od zawsze było: być szczupłą lub nawet chudą oraz osiągnąć sukces i satysfakcje zawodową. Zawsze chciałam pracować w korporacji, odpowiadać za ważne rzeczy, być na wysokim stanowisku i wykonywać swoja pracę z ogromną satysfakcją. Pierwsze się nie udało. Zjebałam swoje życie zawodowe mistrzowsko sama rzucając w przypływie emocji pracę, którą kochała. Powód? Moje przekonanie, że się nie nadaję. Teraz pracuję w gównianej firmie prywatnej a moim szefem jest suka będąca cztery lata ode mnie młodsza, bez życia prywatnego, wyżywająca swoje frustracje na nas, robolach (w jej oczach przynajmniej).
Jak się domyślacie i z wagą mi się nie udało. Od zawsze jestem / byłam (jak zwał tak zwał) pulpetem. Najgrubsza w rodzinie, malo sie ruszająca, największa wśród rówieśników, najwyższa i ogólnie naj…. nie w ta stronę, którą chciałam. Nikt nigdy jakos drastycznie sie ze mnie nie wyśmiewał, ale to ja miałam problemy, żeby zrobić przewrót w przód na wfie albo przeskoczyć przez skrzynie, o przeskoku przez kozła można było zapomnieć. Na szczęście była jeszcze jedna dziewczyna, która też nie mogła opanować tej zdolności jakże potrzebnej na przyszłe życie. Nie byłam wyśmiewana, wszystko obracałyśmy w żart, ale jednak siedzi to w pamięci. No i byłam takim najwyższym pulpetem, potem liceum i tez jakaś najzgrabniejsza nie byłam. Podobno się podobałam chłopakom, ale jakoś tej myślenie dopuszczałam do siebie. Byłam rewelacyjną przyjaciółką, można mi było powiedzieć wszystko…. byłam rewelacyjną koleżanką. Tak – w okresie dojrzewania właśnie chce się być rewelacyjną przyjaciółką chłopaka! Studia jakoś się tam przetoczyły.
W życiu dorosłym postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i poszłam do dietetyka. Jak już wspominałam straciłam 12 kg w niecałe 3 miesiące. Potem zmagałam się z efektem jojo i teraz znowu jestem pod opieką dietetyka. Obecna waga 60,3 kg. Wzrost 173 cm. Od wczoraj też i psychologa, bo już ciężko mi ze sobą wytrzymać. Moja dietetyczka twierdzi, że mam skłonności do anoreksji i na podstawie tego, co mówię mogę wyrządzić sobie krzywdę. I coś w tym jest. Chciałabym zniknąć, był malutka, żeby się schować do torebki. Mam dość odpowiedzialności, podejmowania decyzji, zarządzania, myślenia, liczenia… mam dość bycia dorosłą i chcę tupać nóżką w podłogę. Podjęłam wczoraj na konsultacji decyzje o terapii. Czy to objaw słabości? Nie sądzę, nic nigdy nie miałam przeciwko psychologom prócz tego, że mają zbyt wysoką stawkę za godzinę pracy. Ja dostaję za godzinę dziesięć razy mniej. No, ale podjęłam się, chodzę na terapię. Mam problem. Liczę, że go w końcu rozwiążę. Jeśli to nie pomoże, odpuszczam sobie! Za dużo się działo w ostatnim roku, żebym mogła jeszcze to dźwigać.
AnnaElliott
1 maja 2013, 08:35Dziękuję:)
Septemo
30 kwietnia 2013, 06:44Widzę, że w Twoim życiu nastąpił wielki przypływ dobrych decyzji ;) Moim zdaniem nie ma opcji, żebyś była pulpetem, chyba, że masz bardzo nie wyćwiczone ciało. Najważniejsze, żeby odchudzać się z głową i nie przesadzić ;) A podjęcie decyzji o terapii to efekt zatroszczenia się o samą siebie - bynajmniej słabości. Terapia potrafi zdziałać cuda ;) Trzymam kciuki za realizację Twoich planów ! :) Powodzenia!