Ostatnio zastanawiam się co dalej... Jestem mężatką 10 lat i moje małżeństwo to ciągła walka... Walka ze samą sobą i z moim mężem... Może to nie miejsce na takie rozmyślania, ale i tak mnie tu nikt nie zna, a chyba czuję potrzebę tego zapisania...
Jeśli mowa o moim mężu to czuję jakbym miała w domu Piotrusia Pana, duże dziecko... Nic go nie interesuje prócz swojej firmy i dużych pieniędzy jakie chce zarobić... Wiem co pomyślicie, że mi się w głowie poprzewracało iż narzekam na to... tylko, że nie ma tych pieniędzy.. Mąż tonie w długach, na życie daje ile uważa lub kupuje to co uzna, że powinno być w lodówce... Co z tego, że daję mu listę, ale on i tak wybiera jego zdaniem potrzebne rzeczy... Dziećmi mało co, albo raczej w ogóle się nie interesuje... Nie ważne, że należy kupić książki do szkoły, buty czy iść do lekarza. Rozumiem, że nie ma na to czasu, ale wymagałabym chociaż zainteresowania w tej sprawie... Nie wiem co to wspólnie spędzona niedziela czy święta czy wakacje... wszędzie sama... sama z dziećmi... Coraz bardziej zastanawiam się po co mi potrzebny taki mężczyzna? Do seksu? I tak go mało w naszym małżeństwie... By dzieci miały ojca? I tak go nie widzą całymi dniami lub w przelocie... By mieć kogoś i być cały czas sama? Ktoś ostatnio zadał mi pytanie czy nie ma kogoś... Odpowiedz brzmi nie wiem... Nie dociekam, nie śledzę i nie przeglądam telefonu bo... nie chce się nakręcać... I tak wystarczy mi to co czuję... A dokładnie samotność...
Kiedyś młoda dziewczyna umieściła tu taki wpis z zapytaniem czy nie wiedzą takie kobiety kogo biorą za męża? Daria jeśli to czytasz, to wiedz, że ja nie wiedziałam... Nie wiem czy nie zauważałam sygnałów bo byłam tak zakochana? Czy to co było kiedyś mało znaczące to teraz urosło do tak wielkiego dla mnie problemu? Kiedyś nie mieliśmy przecież dzieci, nasze życie było beztroskie... W sumie ja też nie wiedziałam jak być matką, żoną...
Próbowałam rozmawiać, ale bez skutku, jakbym mówiła do lustra... Terapia małżeńska odpada... Zaczynaliśmy 2 razy, ale za każdym razem mąż ją przerywał bo praca, spotkanie, bo coś tam.. Czuję, że zabrakło mi argumentów by to ciągnąć... ale cały czas się waham bo nie potrafię tak po prostu przekreślić tych lat... a może wolę tkwić w tym bo to znam i boję się co mnie może spotkać...
Ania180531
6 września 2014, 21:38niestety wiem...
Wiosna122
6 września 2014, 21:35smutne to co piszesz, ale skads to znam..., jak sie nie obudzisz, to ten zły sen nie skonczy się nigdy...