Net zmartwychwstał, to mogę uzupełnić moje grafomańskie wypociny
Wczoraj Skalpel, dziś Skalpel II. Jedzenia pilnuję, choć wczorajszy wieczór zakończyłam z 70gramową paczką pistacji, bananem i dwiema brzoskwiniami . A wszystko przez to, że siedziałam do późna i na netflix'ie via smartfon oglądałam "Orange is the new black" Dziś muszę się ewakuować do spania natychmiast, gdy tylko przyjdzie mi do głowy tego typu podjadanie
Kondycja nadal w opłakanym stanie - pot dosłownie zalewa mi oczy i spływa do ust nawet przy niemal statycznym Skalpelu No dramat jakiś! Nienawidzę się pocić, więc chyba jednak muszę ten stan rzeczy zaakceptować, bo inaczej zrezygnuję (znowu) z ćwiczeń Podobną taktykę (SKUTECZNĄ!!!) obrałam, gdy jako dzieciak nie cierpiałam zmywać naczyń (potrafiły tkwić w zlewie do późnych godzin wieczornych, a i tak musiałam je pozmywać). Pewnego dnia stwierdziłam, że chyba jednak muszę to polubić, bo już zawsze będzie to moim koszmarem...Prawdopodobnie wtedy też zaczęłam się na serio starzeć Bo jakie normalne DZIECKO potrafi samo siebie tak racjonalnie przekonać???!
106days
10 sierpnia 2017, 12:49Ale przyznaj, że ten moment, kiedy kończysz "Skalpel" i ewka mówi "Jestem z Ciebie bardzo dumna..." jest wart tego poświęcenia i tego potu. Ja się zazwyczaj wtedy sama do siebie śmieję jak głupek, taka jestem z siebie zadowolona ;-) A jak przychodzą efekty, to już w ogóle bomba :)
angie65
10 sierpnia 2017, 14:34No bezdyskusyjnie :D
aniapa78
10 sierpnia 2017, 06:22A ja jak nie padam i nie spocę się to uważam że słabo poćwiczyłam. Także jest dobrze u Ciebie:)*
angie65
10 sierpnia 2017, 09:03Wiesz, póki co, ja jestem pod wielkim wrażeniem samej siebie, że jednak cokolwiek ze sobą robię w te upały ;) Masz jednak rację - wrażenie, że nie wstaniesz z maty nigdy więcej i że nie ma już w tobie ani jednej kropli wody więcej to są wyznaczniki dobrze wykonanego treningu ;)