Cześć Vitalio, wracam wraz z pamiętnikiem po wielu latach nieobecności.
Ostatni raz kiedy tu byłam ważyłam jakieś 73 kg. Jaka byłam wtedy zrozpaczona
Dziś ważę sporo więcej i zamiast nadwagi mam otyłość (na która sumienne pracowałam).
Otyłość to choroba, a ja chora być nie chcę
88 kg to mój absolutny RE KO RD. Nigdy nie podejrzewalam siebie o umiętność dobicia do takiej wagi, a tu proszę - niespodzianka
88 kg ważyłam ostatni raz 16 stycznia tego roku. Dzisiaj jest to 84,5 kg. Nadal waga ciężka i nadal otyłość I stopnia (swoją drogą - naprawdę ciężko przechodzi to słowo przez palce nad moją klawiaturą). Ale ok - nie ma co zaklinać rzeczywistość i przymykać oko.
Prawda jest taka, że jedzenie dażę ogromną miłością. I to wcale nie jest złe, jedzenie jest jedną z życiowych przyjemności. Jednak mi bardzo łatwo przychodzi zakochiwanie się w kalorycznych przekąskach, w słodyczach, fast foodach i daniach gotowych. A przecież jedzenie poza przyjemnością powinno być paliwem dla mojego organizmu.
W ostatnich latach mój tryb życia bardzo się zmienił. Kiedy jeszcze byłam studentką - byłam wszędzie. Nie usiedziałam w miejcu. Nie jadłam wybitnie zdrowo ale to co zjadałam to spalałam i miałam fajną figurę. Potem jednak poszłam na studia zaoczne i doszła do tego stała praca oraz zero sportu. Dotarłam do 70 kg. Następnie skończyłam studia, więc została praca i malastwo.
Do pracy: metrem.
W pracy: siedzenie
Po pracy: piwko/winko/koncert/inna rozrywka nie wymagająca płaczu potu
Później: kilka godzin nad sztalugą (oczywiście siedząc lub stojąc w miejscu).
I tak oto radośnie dobiłam do 88 kg.