Strasznie ciężko pisać mi te słowa. Przeczytałam właśnie wpisy z mojego pamiętnika z 2011 roku. Roku w którym zrzuciłam 13kg i utrzymałam wagę kolejne 3-4 lata. Po roku w którym wyglądałam naprawdę bosko i czułam się świetnie.
Niestety zmieniłam prace, niestety zaliczyłam bardzo ciężkie samopoczucie fizyczne i brak sil i chęci do niczego, niestety stres i praca po 12h spowodowały ze przestalam się ruszać i sensownie odżywiać. Wynik - 95kg. Jak waga zaczęła dochodzić do 100tki to się przeraziłam. No bez przesady!!!
Rzuciłam prace, zrobiłam post Dąbrowskiej i zeszłam do 82kg. Niestety po Dąbrowskiej niczym bumerang kg wróciły, zrobiłam kolejna, i znów zaczęły wracać, a obiecuje nie obżerałam się słodyczami ani Eastwoodem.
Nadszedł kwiecień 2018 roku i 92 kg na wadze. Po spacerze z miasteczka studenckiego do domu (ok 2km) gdzie łapałam już zadyszkę powiedziałam sobie - Basta!!
Wróciłam na 1500kcal i zaczęłam biegać. Wyciągnęłam z piwnicy rower i jeżdżę nim do pracy. Nie mogę tak dalej żyć bo ok 40stki dostane miażdżycy i zawału.
Efekt - po miesiącu nie lapie zadyszek, jestem wstanie przebiec polowe treningu (marszobiegi) bez malarycznej zadyszki. I waga wskazała 88kg.
Nie obiecuje ze uda mi się regularnie pisać, ale mam nadzieje ze wszystkie te osoby które walczą z waga tak jak ja, doskonale to rozumieją, i będą wspierać.
Zmiana w głowie, zmiana diety, ruch i suplementy dają nadzieje ze tym razem będzie inaczej. Jessi cots to czar - trzymajcie kciuki!
agossa
10 maja 2018, 20:56Doskonale was rozumiem. U mnie czas niemocy trwał jakieś pół roku. Budziłam się i płakałam w poduszkę z bezsilności. Czułam się tak zmęczona i niewyspana. Niestety nie zrobiłam badań. A potem już poszło nowa praca, nowe mieszkanie i siedzące nawyki. Piwko wieczorem. Jedzenie na wynos. Stres, praca non stop. W końcu żołądek odmówił posłuszeństwa. Rzuciłam prace z dnia na dzień. Rok później w końcu czuje ze wracam do życia. Post dąbrowskiej pomógł zdrowotnie ale niestety waga wróciła. Wiec spielam poslady i wróciłam do tego co kiedyś. Tylko tym razem nie 1200 kcal bo to za mało jak się biega. Trzymam za was kciuki dziewczyny!!! Razem damy radę. Nie ma się co poddawać. A zaczynać najlepiej z dnia na dzień. Nie ma co odkładać. Wszystko zaczyna się od naszej głowy. A my mamy więcej sił niż nam się wydaje. Trzymajcie się ciepło!!
cacek
10 maja 2018, 18:01U mnie długo było 82 kg, potem kłopoty w związku, bolesne rozstanie i depresja i nawet nie wiem kiedy a na wadze w niecały rok urosło do prawie 91 kg. Przeraziłam się. Do tego niedoczynność tarczycy więc waga zawsze była wysoka i do szczupłych mi było daleko ale żeby ąż tak przytyć? jeszcze złe samopoczucie, rano ledwo z łóżka wstawałam bo stopy bolały że taki ciężar muszą dźwigać, do pracy mam pod górkę więc wchodziłam zdyszana jak koń po westernie a podbiegnięcie do autobusu to istny koszmar i stan przedzawałowy. Od połowy marca ścisnęłam poślady i wziełam się za siebie..dieta 1500, ćwiczenia 3 - 4 razy w tyg. i tez zaczęłam truchtać bo biegiem jeszcze tego nazwać nie można. Jak dotąd zrzuciłam 5,5 kg i mieszczę się w jeansy sprzed roku :)
Ann2401
10 maja 2018, 17:16Jakbym o sobie czytała...waga bliska...bardzo bliska 100! Koniec! Od poniedziałku walczę o siebie...najwyższy czas. Powodzenia...dbajmy o siebie ;)