Jest 3:25 w nocy, od jakichs dwoch godzin nie spie, boli mnie brzuch, niedobrze mi, boli mnie glowa strasznie i ucho. Znowu jakies nerwobole? Ale dlaczego? Przeprowadzilam sie znow zatem na dol, skonczylam wlasnie czytac ksiazke, napisalam jej recenzje, i sobie klikam.
I sie ciesze, ze juz po swietach. Jak zwykle, wiele halasu o nic. Do sobotniego popoludnia bilam sie z myslami i zastanawialam, co zrobic, ale w koncu poszlam. Tylko i wylacznie dla kierownika, czego sie nie robi dla meza wlasnego osobistego. Rownie dobrze moglam zostac w domu. Najpierw tesc zamknal mi drzwi przed nosem - okay, bylo ciemno i mogl mnie nie widziec, ale jak czlowiek idzie z takim nastawieniem, jak ja, to wystarczy bylo co. Gdyby kierownik nie gadal, to nikt by sie chyba slowem nie odezwal, jak zwykle zreszta. Do mnie bezposrednio tesciowa powiedziala tylko, ze na dziesiata ida do kosciola, i to bylo wszystko. Zostalismy moze piec minut. Wesolych Swiat.
Ale powiem wam szczerze, ze mnie lepiej na duszy, ze sie przelamalam i poszlam. Nic to nie zmienilo wprawdzie, ale dzielna bylam i juz.
A w drugi dzien swiat przyjechaly dzieci kierownika, na chwile, rzecz jasna, nawet kurtek nie zdjecli, na zasadzie, ze tacy rozchwytywani sa i wszedzie sie spiesza i powinnismy im byc mega, mega wdzieczni, ze w ogole udalo im sie przyjechac. Nie posiedzieli dlugo. Na wiadomosc, ze urodzi sie dzidzia, syn powiedzial, ze no tak, juz cos tam slyszeli, dziwne to, w koncu kierownik moglby juz byc dziadkiem, jak to bedzie wygladalo, jak pojdzie z tym dzieckiem do McDonalds'a, ale generalnie, jesli o nich nie zapomni, to jemu jest wszystko jedno. Jesli kierownik o nich nie zapomni!!!! Co za bezczelnosc i hipokryzja. Corka oznajmila, ze w takim razie ona juz tutaj nigdy nie przyjedzie, a na kilka slow prawdy po prostu podniosla sie i wyszla. I to by bylo na tyle.
Wyc mi sie chce. Nie spodziewalam sie wiele, ale chyba mimo wszystko nie czegos takiego.
A dzidzia fika jak szalona i juz nawet czuc jej ciosy przez ubranie. Malo tego, przez gruba posciel. Kierownik dostal w glowe, az sie zdziwil. Niech sobie fika. Dzisiaj - bo to juz dzisiaj - idziemy na kontrole do pani doktor i bedziemy wazyc wszystkie pozarte przez mnie swiateczne ciacha. Juz mam dreszcze:)
I generalnie czuje sie troche tym wszystkim przybita, niespecjalnie mam z kim o tym porozmawiac, mamie i siostrze nie chce nic mowic, bo mi po prostu wstyd ze te rodzine, sie po nowym roku przejade do szwagierki, tam bede mogla chociaz ulac troche lez. I na szczescie moge sie tez wam wyplakac w mankiet:)
KaSia1910
28 grudnia 2011, 13:49chyba w każdej rodzinie są jakieś schody i nieporozumienia np.rodzina mojego męża wiesza na nim psy bo rozwiodł się z żoną. I niby każdy wie, że z nią jest coś nie w porządku to jednak poza kartkami na święta nie utrzymują z nim kontaktu. Ja jestem wyszczekana i tylko czekam na okazję aby powiedzieć co o nich sądzę bo tak się wlasnego czlonka rodziny nie traktuje, trzymaj się kochana i nie przejmuj. Przed tobą ważniejsze wydarzenie niż dorosłe dzieci twojego męża, oni są zazdrośni i tyle, pozdrawiam
izulka710
28 grudnia 2011, 13:04Ale się porobiło:(Ty jakaś chora ciągle,rodzinka normalnie czułością nie grzeszy,miałaś ciekawe święta:/Ale zdobyłaś się na gest,poszłaś i brawa wielkie dla ciebie maleńka!!!!!!!!!!Pozdrawiam:)
asia0525
28 grudnia 2011, 09:53Przynajmniej masz satysfakcję, że byłaś mądrzejsza i poszłaś. A resztą się nie przejmuj. Ja mam trochę podobną sytuację: od 3 miesięcy nie odzywam się z siostrą, która nie może przeżyć, że jestem w ciąży a ona nie może. Szczerze to mam to w dupie: teraz najważniejsze są dzieci i tego się trzymajmy!!! Też idę dziś do lekarza ;)))
divaaaaaaa
28 grudnia 2011, 03:46biedna:((