No, poczytalam sobie Was do sniadanka i milo zaczelam dzien:)
Sluchajcie, naprawde te napady glodu mam generalnie w dni wolne, czyli piatek, sobote i niedziele. Moze fakt, ze zdaje sobie z tego sprawe, jakos mi pomoze? Albo sie czyms bede zajmowala, cos sobie zorganizuje, albo moze sama swiadomosc wystarczy? Bo wczoraj na ten przyklad zjadlam co nastepuje:
- na sniadanie kromke chleba z chuda szyneczka
- na drugie sniadanie talerz platkow z mlekiem
- w szkole nie mialam czasu na zjedzenie niczego, ale pozarlam kanapke z szynka i ogorkiem w aucie, w drodze do domu
- obiadu nie bylo, bo pozno wrocilam do domu, zapchalam sie zatem dwiema kromkami chleba razowego z almette i chuda szynka i rzodkiewka
- batonik milki, i tutaj sie kajam, bo wcale nie musialam go zjesc
- trzy mandarynki.
Ot, i prosze. Bez napadow glodu, bez ssania, bez tasiemca. Musze po prostu pracowac:)
Jesli chodzi o prace, to pracuje w zasadzie trzy godziny dziennie, a czuje sie, jakbym pracowala trzydziesci:) Ale powiem to glosno i wyraznie, zarabiam kurde ciezko i uczciwie na kazdego centa, ktorego mi placa, naprawde. Wczoraj przychodze zatem do roboty, a tutaj pod drzwiami juz czeka na mnie moja szefowa, bo okazuje sie, ze Michelle chora. Sabine przyjechla zatem, zeby pojsc ze mna i z dziecmi na obiad, bo w tak krotkim czasie nie mogla znalezc zastepstwa. Potem chwile zostala przy odrabianiu prac domowych, i dobrze, bo oczywiscie te sklerozy zapominaja o polwie rzeczy i trzeba z nimi latac po calej szkole i otwierac klasy, zeby mogli wziac to, co im potrzeba. Jak jestem sama, to moge o tym zapomniec, nie moge tych malych bandytow zostawic samych, bo zaraz broja i psuja instrumenty muzyczne, a pan od muzyki okropny jest i j sama osobiscie tez sie go boje. Potem Sabine pojechala, ja latalam i sprawdzalam zadania domowe, albo organizowalam czas wolny tym, ktorzy juz lekcje skonczyli, a potem jeszcze ponad godzine czasu wolnego, ktory tym znudzonym i z niczego niezadowolonym bachorom jakos trzeba zorganizowac. Aaa, i gangrena tez sie pojawila, ALE, uwaga, uwaga, nie bedzie zle, bo tak naprawde musze znosic jej obecnosc tylko podczas obiadu, na odrabianie lekcji idzie do specjalnego nauczyciela, po czym dostaje ja z powrotem na najwyzem pol godziny i spada do domu. Uff, uff.
Dzisiaj Sabine przysyla mi jakiegos praktykanta, ale jutro i pojutrze bede sama. I jak tu myslec o czymkolwiek innym???
Poszalelismy zupelnie, sluchajcie, kupilismy wczoraj wozek na ebayu, wylicytowalismy za 150 ojro, wiec jestesmy mega zadowoleni, bo ma milion funkcji i cena naprawde dla bialych ludzi! Teraz zostaja tylko same drobiazgi, jak wanienka, ubranka i tego typu rzeczy. Wow. Ale jak by na to nie patrzec, trzy pierwsze miesiace zdalismy z dzidzia wzorowo, wszystko jest dobrze, wiec dlaczego czekac z zakupami na ostatnia chwile? Zeby nie zapeszac? Obwiaze sie po prostu czerwona kokardka:)
Milego dzionka, kochane:)
Gosiunia31
27 września 2011, 21:59brać przykład z zorganizowanej koleżanki, ja na tym etapie pierwszej ciąży nie wiedziałam, co to wózek, a Ty proszę już wszystko masz:-) ale później już będziesz miała spokój i relaks i będziesz mogła tylko czekać na dzidziusia, a nie latać po sklepach w nerwach:-) jestem pod wrażeniem:-)
weltoklady
27 września 2011, 21:30Ja tez nie wierze w przesady i jak sie nadarzy okazja, to czemu nie robic zakupow:) Zycze Wam duzo szczescia i dobrego rozwiazania. Pewnie rodzisz w Niemczech? Ja sie bardzo ciesze, ze moje dzieciaki urodzily sie tutaj, a nie w Polsce.
izulka710
27 września 2011, 13:37jestem za kupowaniem wcześniejszym:))albo jak kasa pozwoli:/Ta maślanka z czerwoną herbatą to nie naraz:))