Jestem na diecie drugi tydzień. Na topie w moim menu jest jogurt naturalny, twaróg chudy i pieczywo pełnoziarniste. W pierwszym tygodniu do tego było dużo ogórków, a w tym tygodniu dla odmiany jest wiele pomidorów. Niektóre posiłki mnie zaskakują - wydaje mi się, że się tym nie najem, ale one są na tyle duże, że spokojnie, bez głodu doczekuję się kolejnego dania. Zdarza się jednak, że czasami odczuwam głód i chciałabym coś zjeść wcześniej. Piję wtedy wodę i próbuję o tym nie myśleć. Póki co - udaje się. Wydaje mi się, że to burczenie w brzuchu pojawia się nie dlatego, że żołądek już opustoszał i muszę coś zjeść, ale jest wiele bodźców pobudzających apetyt. Wystarczy jak widzę jedzenie to już mam na nie ochotę. Wystarczy jakaś reklama czegoś dobrego, albo zastanawianie się nad kolejnym posiłkiem z Vitalii. Sama przygotowuję jedzenie dla siebie, poza tym dla męża i dziecka. Muszę obmyślić i zaplanować zakupy i wykonanie... Nic dziwnego, że apetyt rośnie i kiszki marsza grają :) Świadoma tego mechanizmu - piję wodę.
Vitalia to moja ostatnia deska ratunku i nadzieja na zrzucenie wagi, dlatego tak się kurczowo trzymam tej diety. Czasem nawet nie robię całej porcji, bo widzę, że takiej normalnej porcji w siebie nie zmieszczę. Czasem zrobię całość, ale dzielę się z kimś.
Jeśli chodzi o ćwiczenia to jednak wolę sama sobie je zorganizować niż ćwiczyć wg tutejszego planu ćwiczeń. Zbyt chaotyczne są dla mnie. No ale czerpię z nich inspiracje i motywację.