Ech i dopadł mnie słaby humor. Dostałam się do pewnej szkoły. Niby super, powinnam skakać z radości, a ja się popłakałam. Bo niby wszystko fajnie, tylko ja nie chcę wyjeżdżać z domu, dobrze mi tu. A to jest wyjazd na minimum 3 lata, jeśli nie na całe życie. Niby okazja życia, ale jestem tego nie do końca pewna. Rodzice chcą żebym jechała, bo to duża szansa na dobrą przyszłość, ale jak sobie pomyślę, że za 2 tygodnie będę stała na lotnisku i się żegnała to wcale mi się nie chce nigdzie lecieć...
Z lepszych rzeczy,dokupiłam dzisiaj resztę prezentów, teraz czekam tylko na zamówienie i mogę pakować. Chociaż to załatwione. No i waga stoi, ale przez to, że ćwiczę spadły mi 3 cm w brzuchu (reszty nie mierzyłam), więc jest jakiś mały postęp :)
Idę poczytać i się odstresować.
cambiolavita
19 grudnia 2012, 18:36Ja wyjechalam pierwszy raz za granice po pierwszym roku studiow na rok czasu. Dzieki temu otworzylo mi sie okno na swiat, stalam sie samodzielna i pewna siebie. Nie boj sie, w zyciu trzeba chwytac takie okazje, a do domu zawsze mozesz wrocic! :)