Wróciłam właśnie z małych zakupów. Kupiłam sobie jakieś bluzki i długie spódnice, w końcu w niedziele wyjazd na wakacje (jeśli zdążą mi wyrobić paszport do końca tygodnia, bo gapa ze mnie i zapomniałam wyrobić wcześniej, mimo że paszport mam nieważny już od grudnia zeszłego roku...). Nie lubię tych sklepowych przymierzalni. Słabe oświetlenie, ale widzi się też człowiek w nich aż za dobrze. Szczególnie tą wielką fałdę na brzuchu. No i kolejny raz przekonałam się jak bardzo nie lubię swoich nóg, a w szczególności łydek. Właściwie to nie są łydki tylko łydy. Wstyd je pokazać :(
Gdzie jesteś moja motywacjo????
Może wieczorem uda mi się trochę poćwiczyć. Jakieś brzuszki czy coś.
cambiolavita
20 sierpnia 2012, 20:27No dokladnie, ja swoich lydek tez nie pokazuje i TYLKO dlugie spodnice lub spodnie :( Wbrew pozorom ludzie zwracaja uwage na lydki...
turystkaa
20 sierpnia 2012, 12:01znajduj w sobie dobre strony , a nie jakieś łydki, kto tam patrzy na łydki :) motywacja przede wszystkim!!
Cirelly
19 sierpnia 2012, 16:21Ja też się zmagam z Hashimoto i dodatkowo z PCOs :( Mam trochę pod górkę. Dzisiaj byłam na zakupach, ale po przemierzeniu kilku rzeczy i zobaczeniu sie w przymierzalni- zrezygnowałam... Poczekam na lepsze czasy :) Pozdrawiam. A dowód na pewno zdążysz odebrać ;)
tiruru
19 sierpnia 2012, 16:15też mam "łydy" :/ a motywacji nie trać :) są lepsze i gorsze dni, naprawdę :P