Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
zapracowana i zdechnięta
25 września 2010
Człowiek to taki nieprzyzwyczajony do ciężkiej roboty :P Rano psychicznie się nastrajam do pójścia do pracy, a wieczorem to... fizycznie odpoczywam ;)
Ogólnie ok. Wiadomo, początki zawsze są kiepskie. Rzecz w tym, że z dnia na dzień robi się coraz mniej kiepsko, a coraz bardziej fajnie. Zostawiają mnie już samą w salonie, tzn. że robię postępy. W Empiku, który mamy na przeciwko, mam kolegę ze studiów, więc jest wesoło i jest z kim iść na papierosa. Kolega ma na imię Grześ i poznaliśmy się na naszej-klasie. Skończył te same studia co ja dwa lata wcześniej i też nie pracuje w zawodzie. Smutne, że spotykamy się na pasażu w supermarkecie...
Dieta poszła w las. Aż się boję. Mam niekontrolowane napady jedzenia słodyczy. To niedobrze. To pierwszy krok do jojo. Słodkie cały czas za mną chodzi, mogłabym nie jeść nic innego, tylko ciasteczka i czekoladę. Kłopot w tym, że te inne rzeczy też jem. Trzeba się jakoś ogarnąć. Czasem tęskni mi się do czasów bardziej puszystych, ale też bardziej obfitych w różne kaloryczne przekąski bez wyrzutów sumienia. Czy to normalne?
Pozdrawiam :*
Esthere
28 września 2010, 10:15Dziękuję za miły komentarzyk. :) To zaskoczenie,że wyglądam na miłą i sympatyczną, hehehe, bo podobno robię wrażenie chłodnej i niedostępnej. :( "Pod kopułą " nie czytałam jeszcze. Ostatnio: " Martwa strefa". Rewelacja. A teraz przerzuciłam się na Agatkę Ch. - zaczęłam "Kieszeń pełną żyta". Co do tego, o czym piszesz: tez tak miałam. Jakby tęskonota za swobode w jedzeniu... Myślenie o tym,że inni się kompletnie nie przejmuja, nie kalkulują... Ale wiesz, że to mija? Zauważam coraz mniejszą ochote na to, co mnie zawsze kusiło. :) Jednak z tym trzeba zawsze uważać... To, co smakuje ma taka moc, że wciąga....I potem chcesz coraz więcej... To jak z nałogiem. Lepiej być w stałej abstynencji, bo potem trudno sobie odmówić, i mozna mocno przegiąć. :( Pozdrawiam Cię serdecznie. :) Trzymam kciuki. Dasz radę. :) Ja przestałam sie rzucać na makaron i pierogi, Ty dasz radę sie oprzec czekoladzie. :)
monalisa191
27 września 2010, 14:29takie tesknoty to konsekwencja swiadomosci.. kazdy, kto raz poznal tajniki diety, juz cale zycie mysli tak, jakby na niej byl. Czasami sie zastsnawiam, czy jestem w stenie realnie wciagnac 2000 kcal... i czy jest mi to w ogole potrzebne? Jak sobie usiwadomie, ze pewnie jest, to ciesze sie, ze bede jadla pelny obiad.. z kasza, ryzem, ziemniakami... z makaronem, ktory uwielbiam.. a nie, ciagle jakies zamienniki albo nic. Teskni mi sie goloneczka, pajde chleba ze smalczykiem i cebulka, pierogi z miesem... ehhhh.. jesczze chwilka!;)
Sacrilege
27 września 2010, 08:23Muzyka. Ano muzyka! Działa jak narkotyk ^^'
Sacrilege
26 września 2010, 10:06To całkiem normalne. Od tygodnia pożeram codziennie czekoladki. Trzeba chyba sobie powiedzieć "basta"... ale... ale one takie smaczne! Silnej woli życzę! ;*