Dawno nie zaglądałam do pamiętnika i jak większość z Was-
wytłumaczę się sesją:)
Ale już przez nią przebrnęłam, więc teraz mogę cieszyć się błogim lenistwem:)
Wszystko zaliczone.
Z dietą różnie- raz lepiej, raz gorzej, ogólnie bilans to 50/50.
Dzień zaczynam zdrowo, ale potem jest różnie, niestety.
Ciągle staram się to ustabilizować, żeby nie odpuszczać.
Bo szkoda.
Nie ma się czym chwalić,
ostatnimi czasy folguję sobie zdecydowanie za często.
Nie będę na nic zwalać- to są tylko i wyłącznie
moje decyzje i moje porażki,
do których się przyznaję.
Bo przecież wcale nie muszę kupić sobie tortilli
jak idziemy ze znajomymi do Turka- a kupuję.
I wcale nie muszę wypić piwa- a piję.
Moje wybory- moje konsekwencje, ot to.
Tylko czemu to tak cholernie trudne?
Ostatnio S. mi wytknął, że chwalę się tylko jak mi dieta wychodzi,
a jak nie- to się zamykam i udaję, jakby nic się nie działo.
A się dzieję, bo łamię swoje postanowienia
i wracam do starych nawyków, a NIE CHCĘ!
Waga nie spada- ale ja się nie dziwię,
skoro mam naprzemiennie: dni dobre-dni złe.
Błędne koło.
Miałam spiąć dupę do15 lutego i dojść do 70 kilogramów
a nie spięłam nic.
I nie będzie 70 kg, a mogłoby być.
Chwilami mi się tak cholernie nie chce, a chwilami chce się aż za bardzo.
Mam nadzieję, że to minie i wrócę na dobre tory.O!
Od dzisiaj spięłam poślady i zobaczymy, ile kg się urodzi w sobotę rano.
Dzisiaj miałam dobry dzień- i z jedzeniem mi wyszło, z siłownią też.
MENU:
ŚNIADANIE: omlet z 3 jaj ze szpinakiem, 2 kromki razowca z serkiem, polędwicą z kurczaka, serem żółtym i kiełkami
II ŚNIADANIE: banan (po treningu)
OBIAD: makaron pełnoziarnisty i kurczakiem, brokułami, ogórkiem korniszonem i pomidorami z puszki
PODWIECZOREK: brzoskwinia, 2 plastry ananasa i garść daktyli
KOLACJA: 2 kroki razowca z serkiem, polędwicą i serem żółtym + szklanka soku pomidorowego
OKOŁO 1600 KCAL
AKTYWNOŚĆ- SIŁOWNIA:
bieżnia- 40 minut
stepper- 20 minut
ćwiczenia na nogi
Dopasowałam sobie tętno i biegam w strefie spalania, zobaczymy, czy i jak to na mnie zadziała.
Spotkałam dzisiaj na siłowni siostrę mojego S.
Ostatni raz widziałyśmy się 14 kilogramów temu,
więc trochę się zszokowała, jak mnie zobaczyła.
Powiem szczerze, że nie wiem,
czy ten zachwyt innych mnie jeszcze motywuje.
Czuję się jakbym spoczęła na laurach i że tyle mi wystarczy.
Ale nie wystarczy,
bo nadal jestem wielka i nie schodzę poniżej rozmiaru 40/42.
Nawiązując do tytułu- jutro kończą się aukcje, które wystawiłam na Allegro,
więc jak coś wam wpadnie w oko- licytujcie:)
http://allegro.pl/listing/user/listing.php?us_id=7800471
i na koniec trochę zdjęć- fotomenu i trochę ciuchów jak zwykle:P
Najpierw buty, które upolowałam ostatnio w lumpie za 10 zł:D z River Island.
Ostatnio lubię sportowy, wręcz dresowy look- stąd też spodnie dresowe i buty stały się głównym elementem stroju na imprezę...i na siłownię;)
i trochę fotomenu z ostatniego tygodnia:)
śniadanie- brzoskwinia, ananas, sok pomidorowy, razowiec z polędwicą i warzywami
makaron pełnoziarnisty ze szpinakiem i mozzarelą
Pyszna kawa z przyjaciółką:)
Dzisiejszy obiad
Dzisiejsze śniadanie- omlet ze szpinakiem
Ostatnio robiony omlet ze szczypiorkiem, tuż przed położeniem warzyw:)
Na koniec- moje spodnie Kiedyś i dziś:)
NeedToBePerfect
11 lutego 2014, 22:17Nooo jest różnica w spodniach :D
Rakietka
11 lutego 2014, 22:05Ostatnio mam podobne odczucia do Ciebie-lekkei spoczęcie na laurach i popuszczenie pasa...a nie tego chcemy! BIerzemy się obie do pracy, by różnica między spodniami była jeszcze większa ;)
Adia148
11 lutego 2014, 22:05Spodnie powinny być miarą odchudzania :)
maelo
11 lutego 2014, 21:37ale nam tu pyszności pokazujesz :) ja też na razie rozmiar 42 :(
naughtynati
11 lutego 2014, 21:34po spodniach widać super różnice! a trzymam kciuki żeby coraz mniej było tych złych dni! :))