Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Imprezki na okragło. Jak z trzydniówki zrobiła się
czterodniówka.


Kulminacją expiacji Pana i Władcy był miniony łikend. Zaproszeni goście. Opracowany program. W związku z tym mam w domu zrobione niemalże porządki przedświąteczne, takie z myciem okien, praniem zasłon, myciem lamp, vaniszowaniem tapicerek, polerowaniem sedesu. Uffff....
A miało być tylko porejsowe spotkanie przyjaciół...

W piątek wczesnym popołudniem przyjechały dwie Ślązaczki. Ponieważ ja z powodu lewej ostrogi prawie nie chodzę, to zajął się nimi Pan i Władca. Ogrody Wilanowa, Starówka, pierogi na Starówce. A ja w domu pracowicie pozbawiałam ogonków gotowane krewetki. Ostatnia krewetka złośliwie ukąsiła mnie w palec, hihi, to znaczy ogon ostatniej krewetki wbił mi się w opuszkę i nie chciał wyjść i sie łamał. Igłą musiałam wydłubywać. Potem podsmażanie w soli i maggi. Obok pyrkocze sosik, na bazie ziołowego papierka Knorra, ale wzbogacany, tłustsza śmietana zamiast chudej, tłuste mleko zamiast wody, świeżutkie siekane koperek i bazylia, i znowu maggi, zamaszyście. Sosem zalać krewetki i niech się duszą, aż sos będzie miał konsystencję budyniu. Jeszcze tylko nalałam wody do rondla i posoliłam i z szafki wyjęłam pudełko z makaronem, co go Pan i Władca własnoręcznie robił. Pudełko postawiłam koło gara z wodą, czytelnie chyba. Ugotować kluski i podgrzać sos z krewetkami to już sobie sami zrobią.

Bo ja się śpieszę!!!! Przecież dzisiaj Masa Krytyczna!!! A pogoda piękną jest, wiosenną prawie.
Odprawa przed startem.

Z kręgu odprawy telefon mnie wydłubał. Pan i Władca z dziewczynami przyszli pod kolumnę Zygmunta, popatrzeć na moją Masę. Niespodzianka!!! Niespodzianka zupełna!! Zaczynam jechać na adrenalinie i endorfinach. Każę im się natychmiast wynosić, bo potem przecież zostaną zablokowane wyjazdy ze Starówki, Masa ma taką trasę dzisiaj, że akurat zablokowania będę na trasie do nas do domu.
Jedziemy. Z przodu imponujący szpaler pałecjantów, mocarnie wyglądają.

I co? pierwsze skrzyżowanie, jadę blisko s przodu, słyszę jakieś krzyki, awantura na początku trasy??? Ależ nie! To tylko przed pierwszym zablokowanym samochodem stoi Pan i Władca i macha i krzyczy do mnie, a obok dziewczyny, Gosia gwiżdże na palcach. Rany! Dorośli ludzie!!! Haha! Odmachałam.
Młody człowiek z Zabezpieczenia, co akurat trzymał to skrzyżowanie, stał z niesamowicie głupia i niedowierzającą miną.
Jadę, nareszcie mam dużą ilość świecących patyków na szprychach, mój rower to drugi od prawej.

Po roku ponad działania przy Masie czuję się wśród kumpli jak rybka w wodzie, jak pączek w maśle. To cudowne uczucie, być znowu akceptowaną. I podziwianą trochę. I słuchaną. Siłą woli muszę się powstrzymywać przed ciągłym pytlowaniem.


Po Masie krótki wypad z kumplami na małe piwo. Za długo nie mogę dziś, bo co chwila Pan i Władca dzwoni i pogania.
Do domu, w domu oni już po kolacji, dziewczyny kwiczą nad moimi krewetkami, przepisu się domagają. Wieczór i kawałek nocy upłynęły nam na wspólnym oglądaniu rejsowych zdjęć i filmów. I na smakowaniu przeróżnych nalewek. One przywiozły cudowną cytrynówkę. A moja czereśniowa, mimo dodania mocy spirytem, to wciąż za słodka. Trzeba będzie porady nalewkowego specjalisty.

Sobota. Leniwe śniadanie. Oni na miasto, Centrum, Łazienki, Botaniczny. Tak żałuję, że mi ostroga nie pozwala chodzić dla przyjemności. Nic to, zostałam w domu, małym obiadkiem sie zajmę, bo potem czeka nas duża kolacja. Pałki kuraka od wczoraj marynują się w soku z cytryny, soli i 3 garściach świeżego tymianku. Smażenie w wysokim garze w dużej ilości smalcu, aż skórka będzie bardzo ciemno-brazowa. Osuszyć z tłuszczu i do rondla, niech się duszą w wodzie, z plasterkami cytryny i w suszonym tymianku. Aż woda prawie odparuje i na dnie zostanie tylko kilka łyżek gęstego soso-wywaru, tylko do polania mięska. Do tego ryż gotowany w szafranie, żółciutki jak wielkanocne kurczaczki.
Obiadek, do tego wytrawna nalewka. Trochę odpoczynku.

Kolacja w Santorini u Kręglickiej. Troszkę się zmieniło. Kelnerzy chodzą w strojach (niby) ludowych. Ale nie wszyscy. Ober sali, nas obsługujący, był bardziej wyspiarski, a mniej cepeliowy.


Szef kuchni, prawdziwy Grek z Cyklad, na zamówienie, poza karta, robi nam zawsze takie saganaki cheese, jak na wyspach, jak dla turystów. Polubiliśmy właśnie taki ser.


Kapitan przyniósł kuferek nalewek. Każda 100 ml. Od słodkich owocowych, przez ziołowe, po oficerskie, pachnące tabaką i skórą. Jak on to robi!!!?
Za zgodą obera uzupełnialiśmy degustację greckich napojów na stole - zawartością malutkich kieliszeczków z nalewkami różnorodnymi. Osobiście zawładnęłam prawie całą mirabelkową...
Zacna impreza, tańce oczywiście były.
Tańce w kręgu, na przykład.

Tańce za stołem, to ja.

I tańce ludowe, połączone ze zbiorowym biciem gipsowych talerzy i tupaniu po skorupkach.


I, co było zaskoczeniem, okazało się, że Kapitan w niedzielę ma urodziny. Niespodziewanie i nagle wszedł ober z płonącym ciastkiem. Ciastko, typowo greckie, płatki phyllo, owocki, miód, duże, a w nie wbita urodzinowa raca. Potem skrupulatnie podzieliliśmy ciastko na 8 części i jedliśmy ze wspólnego talerza.
A potem było afterparty. Domówka. U mnie w domu. Gitara i piosenki. Szanty i piosenka, która Ewa napisała na naszym rejsie.
I kolejne nalewki. Anielka zaległa jako pierwsza. Mówi, że wszystko słyszała, ale głowa jej sie przykleiła do poduszki. I powieki były nieposłuszne.

Niedziela.
Rankiem .. .  no nie, nie nazwę tego dogorywaniem, ale drugi raz w życiu pobiegłam do sklepu po 2Kc. Śniadanie nie chciało wchodzić do paszczy, blask słoneczny za oknem oczy obraża.
Koło południa dziewczyny do busa i z powrotem na Śląsk, 5 godzin z okładem podróż trwa.
A na kaca i poalkoholową ociężałość - najlepszy jest ruch! Wskoczyliśmy na rowery, mocno pocisnęliśmy. Trasa nieduża, ciut ponad 20 km, ale tempo, jak na nas, kosmiczne. Pot się lał.
Na naszej ulubionej trasie już jesień. W ciągu tygodnia wszystko nabrało beżów i rudości.

To drzewo koło Łachy Łuzyckiej, fotografuję je cały rok. Od czasów, gdy woda skuta lodem była. Zresztą, na moim FiBi wisi ten całoroczny projekt. Co kilka tygodni zdjęcie tego samego miejsca, zawsze robione z tej samej strony.
Wieczorem rodzinne przyjecie u synalka. Urodzinowe. 4 pokolenia facetów, mój tata, mój Mężczyzna, mój synalek, mój wnuk. I spaghetti bolonese. I tort. I czerwone chilijskie wino, wrażenie paprykowe na języku.
Odwoziliśmy Dziadka do domu. Pokazał nam topolę przy Grenadierów, z której wczorajszego wieczora ściąć 5 kilo boczniaka ostrygowatego. Grzybobranie w mieście!

Na zdjęciu tego nie widać, ale w rozproszonym świetle z najbliższej lampy, grzyby pyliły, jakby gęsty dym wypływał z nich i frunął. Prawie bezwietrznie, niespodziewanie ciepło - więc boczniaki naszła nieprzeparta ochota na rozmnażanie. Rozsiewały zarodniki całymi chmurami.

Poniedziałek.
Miał być standartowy. Klienci, komputer, książka, rower. Przedwieczornie pojechałam rowerem, sama. 41 km. Samoloty wieczorne pojechałam pooglądać. Ciepło. Jak wiosna.
Umysł odpoczął.
A potem jakby piorun w szczypiorek. Synowa-in-spe i Stasio muszą do środy opróżnić wynajmowane mieszkanie. Ale plany osób z dostepnymi samochodami uległy zmianie i trzeba to robić teraz natychmiast już. I nic to, że chodzić nie mogę, kiedy MUSZĘ.
Na pierwszy raz pojechała 1 szafa i 20 pudeł. Od drzwi do windy, windą na dół, od windy przez 2 furtki, samochód. W te i nazad. Zawieźć do drugiej babci Stasia, od słupków do furtki, od furtki do windy, windą na górę, od windy do drzwi, zamknać 3 koty, wnieść do środka.
Obracamy. Mama Stasia z kumpelą za bardzo obładowały windę i się zablokowała. Przenosiny do drugiej. Znowu ta sama droga, drzwi, winda, klatka, podwórko, do volva weszło 56 pudeł. I jakieś torbiszcza. Rany! jak to dobrze, że Pan i Władca w wakacje kupił takie troche większe volvo! Ruszamy. Druga babcia stasiowa konferuje z ochroniarzem. Wpuszczono nas na parking podziemny, pod samą windę, cieciu dał wózeczek. Poszłoby szybciej, ale to nie 20 pudeł, tylko 56, a my wszyscy zmęczeni. I cholera, niemłodzi. Tragarzami powinni być młodzi faceci z nadmiarem mieśni i testosteronu, a nie 50-60 latkowie i to porą wieczorową!


Ale z drugiej strony takie "fizyczne" spędzenie 4 wieczornych godzin jest całkiem różne od 3 ostatnich wieczorów. Tak jakby siłownia zamiast libacji. Ale też imprezka, dała nam pozytywnego kopa. Wciąż jesteśmy sprawni, by ciężko nocą pracować, mieć z tego satysfakcję, a potem jeszcze się oddawać ćwiczeniom w parach. Różnorodnym.



ps vitaliowe.
waga:
nie rośnie
nie podskakuje
w końcu zacznie opadać
na pewno!




  • monada

    monada

    30 października 2013, 20:57

    kurcze, jak ja lubię czytać te Twoje wpisy!

  • Desperatka75

    Desperatka75

    30 października 2013, 17:20

    że zaczyna się jeść "normalnie=tak jak przed dietą. Masz oczywiscie rację- powrót do złych nawyków żywieniowych. W tym tkwi bląd.......Buziak! PS Ale się u Ciebie działo!!! Super!

  • baja1953

    baja1953

    30 października 2013, 16:33

    Ha!! Jeśli Ty potwierdziłaś, to podobieństwo jest na pewno;))

  • Insol

    Insol

    30 października 2013, 11:20

    głodna jestem przez te twoje krewetki

  • mroowa...

    mroowa...

    30 października 2013, 11:14

    Jolu ten młot potrzebny był do mocniejszego uderzenia w koła aby felga puściła:) Młot wyburzeniowy był ręczny 5 kg typu Stanley:) Nie taki pneumatyczny oczywiście:)

  • kookoolka

    kookoolka

    30 października 2013, 10:06

    Na rowerowych zdjęciach widać wyraźnie różnicę wieku między młodymi normalnymi ludźmi "z zabezpieczenia" w vitaliową opowiadaczką wymyślonych historii. Nie jest pani jolijoli wstyd ?

  • kookoolka

    kookoolka

    30 października 2013, 10:06

    Na rowerowych zdjęciach widać wyraźnie różnicę wieku między młodymi normalnymi ludźmi "z zabezpieczenia" w vitaliową opowiadaczką wymyślonych historii. Nie jest pani jolijoli wstyd ?

  • renianh

    renianh

    29 października 2013, 22:16

    Ale mi slinka pociekła na te twoje krewetki ,uwielbiam a nigdy sama nie robilam .A jednak moja waga + 2,2 w górę i nie bylo deserów ani tym bardziej tortów .jutro odpuści troszke a do dalszego spadku ja zmuszę .Super sie bawiliście ,fajne towarzystwo .

  • fiona.smutna

    fiona.smutna

    29 października 2013, 21:22

    :) fajna imprezka:) a maleńkie meble są w Sopocie, niedaleko plaży:)

  • deepgreen

    deepgreen

    29 października 2013, 19:36

    Ojej,ale smakowity wpis u Ciebie!Fajnie wygladasz na rowerku i w tancu(oj pohulalabym tak...).I rower tez fajny z tymi patyczkami.Faktycznie sie mowi "malpiego rozumu" -masz racje.Zauwazylam,ze im dluzej tu mieszkam i im mniej po polsku rozmawiam,tym wiecej slow mi brakuje i byki coraz straszliwsze robie.Znow sie wzielam za polskie ksiazki-moze mi sie poprawi:-)Pozdrawiam!

  • Elamela.gd

    Elamela.gd

    29 października 2013, 19:15

    dzięki za info bo jakoś wolę starą wersję strony Moje konto :)) Bardzo miło się czytało !!!! super impreza aż można pozazdrościć !!!! piękne zdjęcia i aż mi ślinka pociekła na te pałki kurczaka :))))) Mam nadzieję że rehabilitujesz już tą wstrętną ostrogę i nawet jak już wyleczysz powtórz ultradzwięki za pół roku !!!!!

  • luckaaa

    luckaaa

    29 października 2013, 18:12

    ale program napiety ! A gdzie tu czas , zeby odespac :)

  • mania131949

    mania131949

    29 października 2013, 16:01

    Ale się działo!!! I rowery i libacje, ło matulu! :-)))

  • baja1953

    baja1953

    29 października 2013, 15:27

    Ale się działo...:)) Wydarzeniami mogłabyś obdzielić kilka sprawnych, młodych, żądnych wrażeń osób:) A wagi w końcu opadną, a my..."dojdziemy", owszem to Krajewski, a tekst A. Osieckiej:))

  • Wiedzmowata

    Wiedzmowata

    29 października 2013, 15:21

    Dzięki za topolowe info, jutro rano się wyczołgam z domu i odliczę :-); i wzdycham do zdjęcia z kałużą po drodze do Końca Wałka...

  • sr.lalita

    sr.lalita

    29 października 2013, 15:02

    Być może :). Ja czegoś takiego jeszcze nie widziałam, ani nie słyszałam. https://vitalia.pl/search/images?_adv_prop=image&fr=ush-globalnews&va=storm+st+jude+pictures+uk

  • VitaEmma

    VitaEmma

    29 października 2013, 14:51

    Ale ja Ci zazdroszczę! i pomyśleć że inne kobiety w Twoim wieku (Broń Boże nie wypominam-wręcz przeciwnie PODZIWIAM!) siedzą przed TV całymi dniami i narzekają na wszystko... JESTEŚ SUPER BABKA! A CO!

  • dam.rade.1958

    dam.rade.1958

    29 października 2013, 14:36

    Super weekend, do pozazdroszczenia :)

  • Nefri62

    Nefri62

    29 października 2013, 13:52

    no to poszalałaś przez ten weekend. Fajnie tak się spotkać i miło spędzić czas. pozdrawiam i miłego dnia

  • Wiedzmowata

    Wiedzmowata

    29 października 2013, 13:38

    Mam niedyskretne pytanie, która to topola?

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.