nie od rodziny - tylko ode mnie
o 11:10 zaczyna się pogrzeb, w nocy spałam 2 i pół godziny, źle się czuję
Był czas, gdy byłyśmy tylko we dwie i mama bardzo mnie kochała. Ze starych, biało-czarnych zdjęć patrzą wspólnie - młoda, szczęśliwa kobieta i zadowolone, roześmiane niemowlę.
Był czas, gdy moja mama była najpiękniejszą na świecie. Pamiętam, lat miałam chyba 11, jechałyśmy autobusem. Niczym olśnienie - pamiętam, że patrzyłam na inne kobiety i moja mama była najbardziej elegancka, najpiękniejsza, o najśliczniejszym uśmiechu.
Nadchodzące lata to zmieniły. Mama się zmieniała, nie podobały mi się te zmiany.
Im bardziej byłam dorosła, tym bardziej się od siebie oddalałyśmy. Jako rogata, zbuntowana nastolatka, bardzo wcześnie opuściłam dom rodzinny. Bywały miesiące, gdy prawie nie rozmawiałyśmy, gdy się nie widziałyśmy, się unikałyśmy.
Przestałyśmy być razem. Ale nawet wtedy mama była dla mnie bardzo ważna. Jako anty-wzór. Świadomie ukształtowałam swoją dorosłą osobę na całkowite przeciwieństwo mojej mamy. Nie taką chciałam być matką jak ona, nie taką wolnością chciałam obdarzać dzieci, nie taką chciałam być żoną.
W ostatnich latach mama coraz mniej dawała się lubić, apodyktyczna, narzucająca innym swoje zdanie, swoją wiarę, swoje przekonania.
Ale przecież nigdy nie zerwałyśmy stosunków. Może nie najlepsza ta mama, ale moja mama.
Przez lata próbowałyśmy kilkakrotnie do siebie wracać, ale każda próba zbliżenia kończyła się nieprzyjemnie, wzajemnymi pretensjami, żalami. Zrezygnowałyśmy obie. Ustaliłyśmy bezpieczny dystans, trochę zbyt daleki jak na matkę i córkę. Daleki, ale bezpieczny i zadowalający.
Nie kochałyśmy się, nie lubiłyśmy się - ale zawsze byłyśmy wobec siebie lojalne. I jednego mama mogła być zawsze pewna - jeżeli trzeba – zawsze przybiegnę na pomoc, na ratunek. Przybiegniemy obie - i ja i Ela.
Jak kilka lat temu, gdy oboje nasi rodzice ciężko przechodzili zimową grypę.
Jak i teraz, gdy mama zachorowała. Z całkowitym zaufaniem oddała się w moje i Eli ręce, jeździła na wybrane przez nas badania, do wybranych lekarzy, z ufnością przyjmowała zastrzyki z moich rąk. Gdy nocami miała silne bóle, to do mnie dzwoniła z pytaniem, czy może powtórzyć dawkę leku. Wierzyła, że zrobimy dla niej wszystko. I zrobiłyśmy wszystko, wszystko, co się dało.
Ratowałyśmy mamę nie z poczucia obowiązku, ale dlatego, że to było dla nas naturalne zachowanie. Tak nas mama wychowała. Wychowała nas bardzo dobrze. Ratowałyśmy mamę do końca. Byłyśmy przy niej do końca.
Kilka dni temu nasz osamotniony tata zapytał - i z kim ja się teraz będę kłócił?
Mnie nurtuje inne pytanie.
Skoro mojej mamy nawet nie lubiłam - to dlaczego teraz jest mi jej tak okropnie brak??? Wciąż nie mogę uwierzyć, że w zeszły piątek przestała oddychać!!
Pojawia się conocnie w moich snach. A ja tęsknię za nią każdego dnia, tęsknię z każdym oddechem.
Tak bardzo jest mi jej brak!
asia0525
17 sierpnia 2012, 22:13Jakbym czytała o sobie i mojej mamie, też za nią tęsknie!
agnes315
17 sierpnia 2012, 21:39A ja mam tak już 10 lat..... Jakbyś o mnie pisała, Jessu.....
adador77
17 sierpnia 2012, 17:30moj luz gaciowy...tak trudno mi go wywalczyc....ale warto. Marze o luzie gaciowym takim jak ma Jola:) cudnego weekendu mimo wszystko i dzieki, ze jestes:)
asimil
17 sierpnia 2012, 17:07Dziwię się, bo to zawsze ja byłam ta "większa", a moja siostra - chudziak.
AAMM4
17 sierpnia 2012, 16:58Powiedziałaś, wyrzuciłaś żale z siebie, Jolu. Może będzie Ci lżej. Mama Ci zaufała w chorobie, Ty ją pielęgnowałaś z oddaniem. Przeczytaj swoje wpisy o tym. Toż to miłość w najczystszej postaci. Z obu stron. A że charakterki mocne, to i tarcia były. Przecież Ty, Jolu, jesteś nietuzinkowa! Bezpośrednia, pyskata, ale uczciwa, odważna. Twoja dzisiejsza mowa spowodowała, że wiele z nas zastanowi się nad relacjami z matkami, rodzicami, najbliższymi, przyjaciółmi. Ja na pewno tak. Ściskam Cię serdecznie, Jolu.
bobi44
17 sierpnia 2012, 16:34Moja Mama była cudowną kobietą...ciepła..zawsze miała dla wszystkich czas...dla mnie była najpiękniejsza i najcudowniejsza....dobra, czuła i opiekuńcza.. Niestety...po wielu ciosach od życia...i bliskich - zmarła po niewyleczonej grypie w wieku 46 lat. Najpierw Mama straciła swoją Mamę a moją kochaną Babcię....w tym samym czasie byłam świadkiem jak Mama chodziła pielęgnować Babcię a Tato coraz bardziej "zacieśniał przyjaźń" ze swoją szwagierką - żoną brata Mamy. To było dla mnie straszne...widziałam, męczyłam się i nie mówiłam Mamie, by Jej nie dokładać zmartwień. Miałam wtedy jakieś 16 lat. Potem zmarł Dziadek a Tato z Ciotunią rozwinęli znajomość....kiedy Ciotka się wyprowadziła z domu Tato poszedł zaraz za nią. Mama przeżyła to strasznie...próbowała sięgać po alkohol...tabletki uspokajające...a ja nie wiedziałam co mam robić...czułam się okropnie, widząc jak Mama cierpi...nie potrafiłam Jej pomóc. Ojciec mieszkał 12 km ode mnie a ja nie miałam i nawet nie chciałam z Nim kontaktu. Potem ból trochę zelżał ....wyszłam za mąż...najstarszy Syn był oczkiem w głowie Babci...mój ex był traktowany jak król...a to rolady dla Romusia, a to inne mięsko,..cudowna kobieta z mojej Mamy była. Pierwsze Święto Bożego Narodzenia 1993 rok...drugi mieliśmy spędzić u Mamy...ale na świat zachciało się w nocy przyjść mojej Dorotce...święta w szpitalu na porodówce...Ex z Mateuszem pojechali do Mamy z dobrą nowiną...a za dwa miesiące 10 lutego po niewyleczonej grypie zmarła na zapalenie mięśnia sercowego...to już 8 lat jak Jej nie ma ze mną...z Ojcem mam kontakt...wybaczyłam ale nie da się zapomnieć...i czuję się czasem bardzo samotna. Nie ma Mamy..jest TAM gdzieś..brakuje mi Jej..bardzo
kookoolka
17 sierpnia 2012, 16:33Serdecznie współczuję. Oraz podziwiam odwagę, jeśli naprawdę wygłosiłaś tę "mowę". Ja bym sie obawiała oburzenia i potępienia. A relacje z Mamą miałaś rzeczywiście nieciekawe.
ruti123.
17 sierpnia 2012, 16:14Nie wydaje mi się, aby normalna córka tak wiele niedobrych słów mogła publicznie powiedzieć przy okazji pogrzebu własnej matki. To po prostu nie wypada. Owszem, wszystko ckliwie i łzawo zakończone, ale żałobnicy chyba odczuli niesmak.
justyna43219
17 sierpnia 2012, 16:09elasial napisała najpiękniej...
aganarczu
17 sierpnia 2012, 16:08Mame sie ma tylko jedna nawet jezeli nie jest ona perfekcyjna. Pozegnaj ja ze spokojem w sercu i duszy.
monalisa191
17 sierpnia 2012, 15:09Moje relacje z Ojcem nigdy nie wyglądały dobrze. Przeżywałam rozterki przy jego chorobie a jako Ojca i Rodzica doceniłam go dopiero po śmierci. Teraz, kiedy biegam po tych swoich górach, czuję jego obecność. Przecież to On mi je pokazał i nauczył jak je szanować. Śni mi się często.. czasami widzę go z grymasem bólu i strachu przed śmiercią, czasami uśmiechniętego, pewnego siebie, przepełnionego rodzicielską mądrością. Patrzę czasami na urnę na szafie i rozmawiam z Nim, jak nigdy za życia. Nie wiem czemu to pisze.. może dlatego, ze śmierć tak naprawdę zbliża... nie rozłącza. Wyrazy współczucia.
elasial
17 sierpnia 2012, 13:49Ciiiii.....Może we śnie wszystko sobie teraz powiecie na spokojnie....Nikt nie jest idealny,a rodzicem się jest bez wykształcenia. Może dlatego dzieci oczekują czego innego od rodziców.... Tak czy siak wiem ,jak Ci ciężko. Utulam,Joluś!!!!!
mikrobik
17 sierpnia 2012, 13:30Bardzo trudny masz dziś dzień, ale trzeba go przeżyć. Któraś koleżanka napisała MAMA to MAMA. Zawsze jest dla nas ważna. Przykre jeśli nie mogłyście się ze sobą porozumieć. Ja z moja miałam bliski kontakt. Jeszcze teraz po 9 latach łapię się na tym, że chciałabym do niej zadzwonić i jej coś ważnego powiedzieć. Chyba miałyście w stosunku do siebie za wielkie wymagania, chyba każda z Was miała silny charakter i chciała tę drugą kształtować, umieszczać w jakieś wybrane przez siebie foremki, żadna nie chciała się poddać. To może świadczyć o tym, że w gruncie rzeczy jesteście/byłyście do siebie bardzo podobne, choć co innego było dla Was ważne. Na pewno się kochałyście, bo tylko wtedy obdarza się drugiego człowieka takim zaufaniem, tylko wtedy wiadomo, że można w trudnych chwilach mu ufać bez granic, tylko wtedy wiadomo, że jeden telefon i jest się do dyspozycji o każdej porze dnia i nocy. Współczuję Ci Jolu bardzo.
majarzena
17 sierpnia 2012, 12:43Ja chyba tez tak mam. Ciezko wytrzymac z moja mama ( na cale szczescie jeszcze tutaj jest) ciagle probujemy sie zblizac, ale jeszcze lepiej jest gdy jestesmy z dala od siebie. Niestety nic nie jest proste jak byc powinno. Tesknij, pozwol sobie na tesknote.
Giove
17 sierpnia 2012, 12:26co do facetow to bez nich zle a znimi jeszcze gorzej...i na odwrot...jak kto woli... w ogromna refleksje wprawil mnie ten Twoj wpis...troche mnie zatkalo a troche dalo do myslenia...moje kontakty z moja mama sa takie jak byly Twoje...z daleka i oby nie byc taka jak ona...ale tez nas dobrze wychowala...kocham ja ale jej nie lubie...dziekuje,ze to wszystko napisalas bo daje troche do myslenia...poki jeszcze czas...a Ciebie podziwiam za to jak to wszystko dzielnie znosisz...pozdrawiam i sle wirtualne usciski...pa
TazWarkoczem
17 sierpnia 2012, 11:53mama to mama, po prostu. Tulę
fiona.smutna
17 sierpnia 2012, 11:25Jolu, spojrzałam na zegarek... właśnie trwa Wasz ostatni wspólny spacer..... Życzę CI siły teraz i potem. Będziesz pamiętała zawsze, niezależnie jak daleko od siebie byłyście. Śmierć jest zbyt blahym powodem, by przestać pamiętać o mamie. Jakakolwiek była...
Dana40
17 sierpnia 2012, 11:11Moim zdaniem to miłość ...Podobnie miałam z ojcem , nie wiele mnie łączyło , a jednak żal, smutek i tęsknota pozostała.
filipinka1
17 sierpnia 2012, 10:48Joluś, pięknie, tak od serca, bardzo osobiście, ja nie dałabym rady tego powiedzieć, udławiłabym się własnymi łzami. Przytulam mocno, jesteś debeściara
asimil
17 sierpnia 2012, 10:23Bo to jest MAMA i zawsze będzie. Tak jak Ty zawsze byłaś córką. Widzę to w swojej wielopokoleniowej rodzinie. W pewnym momencie cykl prababcia-babcia-córka-wnuczki funkcjonował zupełnie naturalnie. Piękne słowa, do bólu prawdziwe.