Po weselu super!!! Jak dla mnie najlepsze na jakim do tej pory byłam!<?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" />
Bez szopki, bez przedstawień, bez prowizorki, bez zastaw się, a pokaż się, na luzie, młodzi super się bawili z każdym z gości.
Dużo młodzieży, a znakomicie zrobili, ze zorganizowali tydzień wcześniej panieńsko-kawalerski, gdzie wszyscy się poznali i teraz na weselu bawiliśmy się jak paczka znajomych.
Zauroczyło mnie to wesele… zauroczyło dlatego, że męczą mnie ostatnio takie imprezy, bo wszyscy nie wiedzą już co maja wymyślić… jakieś kosmiczne fury wiozące do ślubu, limuzyny, bryczki. Dla mnie szopka nie z tej ziemi.
A teraz moje rozważania na temat weselnych imprez…
Ostatnio byliśmy dwa tyg. temu na weselu, było wszystko, droga suknia, fryzura z jedno z lepszych salonów(długo nie wytrzymała), był barman komponujący imitację drinków, była fontanna z bimbru, były sękacze itp. Itd. Tylko o jednym zapomnieli… wśród gości nie było się komu bawić i wszystko na sztywno.
Kolejne wesele, wrzesień 2010, szopka, nie powiem dobrze się bawiła, fajny zespół, ale jedna wielka prowizorka, sztuczne uśmiechy, dojazd na salę młodych bryczką (przez co czekaliśmy 40 min po kościele na Sali, bo koń jak koń-jedzie ze 30km/h, a goście robili koczówkę na Sali prawie godzinną, głodni, niecierpliwi, kiedy będą mogli napocząć te szklane butelki ze szlachetnym trunkiem), a więc po oczekiwaniu 40minutowym zjedliśmy, popiliśmy, pierwszy taniec, no i tu się zaczęły schody… pierwszy taniec, układ taneczny młodych, a goście stoją… stoją… i stoją…. Staliśmy kolejną godzinę, bo młodej siostry córka, występuje w zespole tanecznym (ma 8-9 lat), więc trzeba było odbębnić pokaz tańca siostrzenicy. Nogi w dupsko wchodzą, fajnie, ale dla kogo to wesele, wg. mnie to nie koniecznie dla młodych, ja bardziej patrzę zawsze na gości, trzeba myśleć o wszystkich a nie tylko o sobie. Po pokazach, podziękowaniach itp. Mogliśmy trochę potańczyć, później podziękowania dla drużbów, później znowu taniec siostrzenicy… no szok, wesele minęło jak 10 minut, więcej spędzone w ogrodowej altance, bo tych pokazów i stania na 10-cio centymetrowej szpili/A wiecie kiedy mogliśmy zatańczyć z młodymi??? Jak pojechał kamerzysta i skończyły się i pokazy i młodzi zaczęli zachowywać się normalnie.
Kolejne wesele moje wrzesień 2010…
Większość gości- Węgrów-masakra, napili się jak szpaki już o 21, nie dało się tańczyć, bo nie kumam ich klimatu, drą gęby, latają, bawią się jak w remizie, największa żenada- podrzucanie młodej…
Młodego-ok.niech rzucają, wszyscy koledzy, ale dziewczynę?????? Koszule powyciągane i szaleje cholowa nie zwracając uwagi na inne osoby tańczące…
Właśnie w sobotę widziałam 2 wesela, jak jechałam na wesele mojej koleżankiJ
Dwa wesela, widząc ich przejazd przez miasto, zastanawiałam się po co to wszystko??? Po co to całe zamieszanie i sztuczna prowizorka, jak robią przedstawienie, a tak naprawdę, co 3-4 małżeństwo wg. Statystyk się rozpada, bo??? Bo ludzie nie myslą, ze podejmują tak ważną decyzję w ich życiu, nie cieszą się sobą, tylko robią wszystko na popis!!! Oczywiście to moje spostrzeżenia … żeby nikt nie poczuł się urażony
1. Młodzi jechali maluszkiem 126p czerwonym w kabrio- popi sówka :/
2. Młodzi jechali jakąś starodawną furą, a przed nimi z 10 quadów – co mają ruady wspólnego z weselem??? Po cholerę? I don`t now.
A więc podsumowując, dla mnie wesela kiedys miały moc, jak mialam 7-10 lat, flaki, owoce na stole(wtedy rarytasJ), nikt nie odstawiał przedstawień, nikt nie odpieprzył się jak swir… każdy bawił się i nie robił nikt szopki, oranżada w butelkach kapslowanych i ciasto „swojej roboty”, bigos :D
Ludzie inaczej do tego wszystkiego podchodzili, jechało się samochodem sąsiada J każdy szczęśliwy i zadowolony. A teraz to jedzenia za mało, to za dużo, to nie smaczne, to złe to, to złe tamto… Ludzie nie doceniają… pieszczą się ze sobą, wkurzam się, jak ktos pieprzy pół wesela, że mu nie smakowało, bo??? Jedzenie jak jedzenie. Dobre, tylko ludziom już totalnie odpieprza,
Na tym weselu 2 tygodnie temu, zamurowało mnie po wejściu do kościoła, świadkowa miała bogato zdobioną cyrkoniami sukienkę o długości bluzki :D
Czyli ledwo zakrywała jej tyłek ( i tu nie przesadzam!!!) wyglądało to okropnie i niesmacznie , żenada J
Dlatego po tych wszystkich faworyzuję to sobotnie wesele, gdzie wybawiłam się do 4:00 rano, razem z młodymi… druhna- skromniutka, sukienka, piękna i z klasą, bez zbędnych ozdób, drużba- cały czas w ruchu, dbał o gości, wyciągał do zabawy, czyli tak jak powinno być…
Za dwa tygodnie jedziemy z nowożeńcami na wspólny weekend, już się nie mogę doczekać, aż odpocznę… bardzo ich lubimy razem z mężem J właśnie za tą bezinteresowność, bo takich ludzi brakuje całkowicie w dzisiejszych realiach…
p.s. co do fotek, to mam, ale tylko zrobione takie w domu przed wyjściem, w ostatniej chwili poprosiłam męża o zrobienie, wstawię mam nadzieję dzisiaj wieczorem, bo chyba mój mąż zabrał aparat, nie mogłam go rano znaleźć…
Co do prośby o nie zamalowywanie, to chyba jednak się nie odważę, chcę zostać anonimowa…
Karmelkowa
13 czerwca 2011, 11:50Jakbym czytała siebie:) U mnie na weselu nie było przepychu, było normalne, bez rujnowania się i popisówy. W życiu nie chciałabym szopki.
Monic858
13 czerwca 2011, 11:48dokładnie tak jest jak poszesz ale to tylko dlatego właśnie,ze kazdy chce aby wypadło jak najlepiej aby im ktoś tyłkma nie obrobił.Ja swoje wesele uważamz a najlepsze na jakim byłam:)Właśnie an luzie ze wszystkimi mimo wszystkich tych dodatków:)
remoriada
13 czerwca 2011, 11:48ale się naczytałam! masz całkowitą rację kochana!
marciaz24
13 czerwca 2011, 11:44Masz rację...ja też nie cierpię tej całej szopki weselnej;/...dlatego też u mnie w rodzinie od pewnego czasu króluje moda na ślub w gronie rodzinnym- para młoda, najbliższa rodzina, po ślubie jakiś poczęstunek...ja chciałabym co prawda mieć na ślubie swoich znajomych,ale już nie bardzo potrzebna jest mi rodzinka, której nie widziałam 10 lat, która dodatkowo będzie obgadywać, ze tego mało, a to nie dobre, a orkiestra nie taka...no kurrr...to jest mój dzień, chcę świętować moją miłość, a nie włazić wszystkim w dooopę;/...niestety rodzice K. są chyba innego zdania...ze względu na familię chcieliby zrobić duże wesele...dlatego narazie nie poruszam tego tematu...najwyżej będzie wojna...:)
dwagrosze
13 czerwca 2011, 11:41Nie wiedziałam, że ktoś oprócz mnie ma takie spostrzeżenia :) Bardzo mnie to cieszy, że masz podobne zdanie. Ja najmilej wspominam wesela sprzed 10 lat i w każdej wolnej chwili oglądam z nich kasety. U siebie chcę mieć: stare disco polo, normalnych ludzi, normalne jedzenie. Jedyną "atrakcją" będą lampiony puszczone do nieba zamiast sztucznych ogni. To tańsze i moim zdaniem ładniejsze :)
pin23
13 czerwca 2011, 11:38zgadzam się z Tobą co do wesel , te bajery to lekka przesada w dodatku w necie napotkałam się na filmiki z wesel min pierwszego tańca- dla mnie sztuczne tango czy walc na weselu to zenada! Wcale mi sie to nie podoba,sztuczność ,sztuczność i jeszcze raz sztuczność nie ma co to spontan! czekam na fotki:) buziaki