Pojawił się dzisiaj niespodziewanie przede mną.
Natychmiast miał mnie w swojej władzy.
Oddałam mu się z okrzykami zachwytu i radości.
Otoczył mnie silnymi...
Ja go dosiadłam...
Jest troszkę za duży dla mnie. Nie do końca mogę go opleść chciwymi nogami. Za mało mnie, by go objąć. Trochę za mocno go czuję i za bardzo czuję jego rozmiar tym miejscem, gdzie nogi się zbiegają.
A te pozycje, których wymaga?... Mniam!
W ogóle jest wymagający. Nieważne.
Caro mio!
Każda chwila spędzona z nim to czysta rozkosz. Każdy "seans", a było ich trzy, kończył się spełnieniem, kroplami potu na szyi i pod kolanami, rozjaśnionymi oczami, satysfakcją nieziemską i radosnym głośnym śmiechem.
A ten główny swój ... hmmm... "narząd" ma wspaniały. Sztywny, ciężki, twardy. Wielki.
Już wiem, że będzie moją ulubioną namiętnością przez najbliższe 3 tygodnie.
Wielki jak mastodont.
Z wielkim i ciężkim kołem zamachowym z litej stali.
Z płynną regulacją obciążenia.
Nowy rower treningowy. Care.
Dla rowerzystów zawodowych.
Wieczorem piątkowym jakiś wielki i gruby facet wlazł na orbitera i ten się pod nim rozpadł. Został wysłany do spawania. Orbi, nie facet. W sobotę w rzędzie maszyn cardio ziała dziura. A dzisiaj pojawił się nowy sprzęt. Nie nowy orbiter, tylko nowy rower.
Po 4 minutach jazdy pot płynął po mnie całej. Calutkiej. I do piątej minuty nie mogłam dojechać. A na normalnych rowerkach, nawet z programami górskimi - jeżdżę po prawie godzinie.
Rąk nie czuję. Nóg nie czuję.
Nie, rękami nie pedałowałam. Ale to rower dla rowerzystów, nie fitnesowy. Więc wymaga uchwytu za kierownicę i mocnego jej trzymania.
Rany, ale się nakręciłam!!!
Vitaliowo:
Sobota na siłowni 1206 kcali + sauna.
Niedziela na siłowni 1257 kcali. Sauny nie było. Bo i ona i piwnica z ringiem dzisiaj służą jako studio foto do zdjęć dla CKM. Po siłowni plączą się makijażystki, chłopaczki od światła, fotograf, 3 modelki fitness i nabity w sobie spaślak pudzianowy.
Dzisiaj waga trochę wyższa. A to za sprawą kinowej Mowy Króla wczoraj. Nie, nie jadłam naczosów. Nie, nie jadłam wisienek i śliwuni w czekoladzie. Przewidująco wzięłam do torebki pół paczki błonnika granexu i powolutku przez cały seans skubaliśmy. Kalorii ma to niewiele, ale siedzi w człowieku. Znaczy we mnie. I wchłania wodę jak gąbka.
I tak się cieszę. Nawet najedzona, nawet ze sporą ilością błonnika w sobie - ważę mniej niż 57 kilo. Nie najedzona, o poranku i wysikana, ważę 56. W tych granicach mi się buja. I niech się buja.
Każdego dnia się cieszę, że to nie jest bujanie między 57 i pół a 59.
Dżinsy ciaśniejsze są akurat. Wczoraj w kinie zapomniałam rozpiąć paskowy guzik i się nie udusiłam. Znaczy, nie uciskało mnie. Uda w nogawkach jeszcze nie latają luzem, ale już nogawki obcisłe nie są
.
Dobra była dla mnie ta zima. Nie przybrałam za dużo okołoświątecznie. Siłownia poprawiła mi wytrzymałość i figurę.
Oby tak dalej.
Ostatnie kilogramy są najtrudniejsze.
calcjum
7 marca 2011, 07:19potrafisz pisać erotycznie o sprzęcie, włosy stają dęba, "Harpagonka "jestes i tyle..ja na takim sprzęcie to "miętka"jestem ...ale na hmmm ukrwionym , nie powiem hehe..Co do moich dzieł, miałam kiedys stoisko w Gdyni, oddawałam do galerii , niestety wszyscy zarabiali oprócz..mnie Teraz na tyle zdobyłam klientów, ze działam na zamówienia, a te pierdułki małe to robie dla znajomych na prezenty. szkoda mi na nie czasu/ sa pracochłonne/ a cena buuu wole w tym czasie makowac obraz Buziaki i dawaj na tym sprzęcie!!!
belferzyca
7 marca 2011, 06:30błagam wróć w pener na rowerze, bo tęsknię za Twoimi relacjami....
kitkatka
6 marca 2011, 22:55chorować i wpierniczać prochów. Wolałabym pójść na spacer. Ale na na mój kręgosłup nie mam już żadnego wpływu. Poszalej za mnie na rumaku. Pozdrówka
tyniulka
6 marca 2011, 22:49moje rodzinne pielesze to podkarpacie :) niestety chyba nie pojezdzimy razem bo kawal drogi ode mnie do stolicy :/ pozdrawiam serdecznie
DuzaPanna
6 marca 2011, 22:39nic dziwnego, skoro zimę solidnie przepracowałaś :) szacuneczek!
iglaigla
6 marca 2011, 22:16o matko tak sie spodziewalam ze sie skonczy na wibrowerze no tak wpuscic taka na silownie i o co wyprawia
renianh
6 marca 2011, 21:03Wiedziałam że ten opis zakończy sie jakimś sprzętem ale stawiałam na wioślarza.To chyba chodzi o taki rower na którym jeździmy na spinningu ,sa boskie już rozumiesz ze jestem zakochana.
Levis1977
6 marca 2011, 21:00na scenkę w głowie. MMA - Mixed Martial Arts (Mieszane Sztuki Walki), to są turnieje skupiające zawodników sztuk walki prezentujących różne style i tak np. dochodzi do pojedynku w klatce między dajmy na to bokserem a judoką. Bardzo efektowne pojedynki, najbardziej miarodajne pod kątem unaocznienia które style walki są tak naprawdę efektywne w realnych starciach między zawodnikami, którzy opanowali je niemal do perfekcji. Są bardzo widowiskowe, często brutalne i obowiązują w nich mocno okrojone zasady aczkolwiek bez przesady, wszystko jest pod kontrolą. Polecam popatrzeć na YouTube. Wpisz sobie np. Emelianenko vs Randleman i od razu będziesz widziała o co biega :-D
filipinka1
6 marca 2011, 20:46od początku czytałam w coraz większym napięciu, he, he, czułam, że tak się zakończy ten opis :)))) jesteś bossska!!! pozdrawiam
Levis1977
6 marca 2011, 20:41aaa, nieee, Ty nie bierzesz sterydów, sorka ;-DDD
Levis1977
6 marca 2011, 20:38Normalnie jestem wielki!!! Się trochę uczę włoskiego i co? I zrozumiałem to "Caro mio!" BEZ SŁOWNIKA!!! AAAAAAA, jestem geniuszem! I jeszcze jedna rzecz. Jak czytam o Twoich wyczynach ćwiczebnych to myślę, że gdyby Cię wpuścić do klatki na jakimś turnieju MMA to byś ich wszystkich zajeździła wydolnością. Ganiałabyś po tej klatce w tę i we w tę, aż by przeciwnik padł z pianą na ustach.
kitkatka
6 marca 2011, 20:29z wypiekami, czekam na te ekscesy i momenty bo narazie tylko poczytać sobie mogę. A to na końcu rower! Nie lubię. Mogę spać z kolarzem ale na bicyklu jeździć nie będę. Powodzenia. Pozdrówka
joanna1966
6 marca 2011, 20:25nie wiem dlaczego, alem cały czas myślała, że chodzi o takiego drewnianego byka do ujeżdżania;)))))))))))))))))))))))) co się z niego spada:)))))))) Boże... albom jest wyposzczona albo zboczona???
pendraiw
6 marca 2011, 20:13przeczytałam twój wpis i powiem że mnie troszke zniesmaczyo /wręcz odrzuciło :( paaaw.
zoykaa
6 marca 2011, 20:09zboczucha:)
adador77
6 marca 2011, 20:06brzmi ciekawie. chcialabym zobaczyc to cacko co tyle radosci daje:)
haanyz
6 marca 2011, 20:05ty swintucho!! zaczelam czytac Twoj wpis z corka i mowie jej, ze moze nich idzie sie spakowac do szkoly, bo nie wiedzialam, jak skonczysz! Ty jednak jestes wariatka rowerowa!! A myslalam, ze dosiadlas juz swego rumaka, tylko, ze jest ponizej 14 stopni, wiec sie zdziwilam. No ogolnei widze, ze radosc Cie rozpiera!!!!! Super pozytywny wpis!