Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Będę jak czajnik! Będę jak szybkowar!


Jeszcze BILANS za ostatni dzień sierpnia.

Pochłonięte aż 1690 kcali. W tym trzy błędy. O pierwszym nie będę pisać. Drugi to ta cholerna chałwa, która się jeszcze czai w lodówce. Trzeci błąd to ugotowana przeze mnie zupa szczawiowa. Udała mi się kosmicznie smakowita. Ja wyżerałam z niej zachłannie pachnące cząstki kartofelków. A oni wyżarli w jedno popołudnie i jedną noc całe 4 litry zupki.

Wysiłek fizyczny okropny. Rower deszczowy. Tylko 22 km. Tylko 82 minuty. Tylko 520 kcali spalonych. Ale to wszystko nieprawda. Bo jazda w deszczu i wietrze męczy okropnie. Po padało tak mocno, że mi wypłukało z lewego oka soczewkę kontaktową. Całe niebo szare, równo zaciągnięte i równo lejące

1690 - 520 = 1170

1400 - 1170 = 230

Tylko tyle, tylko 230 kcali uzysku odchudzaniowego.

 

 

 

Poranek pierwszo-wrześniowy.

Waga bardzo nie lubi, gdy wieczorem opycham się kartofelkami. Nawet, gdy są niemalże saute. W moim brzuszku suche kartofelki nasączają się wypijanymi na litry herbatkami owocowymi. Taka pulpa swoje waży!

A porankiem kilo więcej na wadze. Wrrrrrr!

 

Dzień deszczowy - no bo leje.

Dzień smuteczkowy - bo już jutro o świcie jej z nami nie będzie.

Dzień zakręcony - bo, durne dziecię, zostawiła na ostatni dzień kupno laptopa, pobranie krwi, założenie konta, likwidację lokaty, kupno walizy, dosuszanie prań ... ehhh.

Koło 16:30 przestałam liczyć pochłaniane kalorie. Jem i podjadam. Wciąż i wciąż zauważam moją dłoń we wnętrzu lodówki albo w szufladzie z musli i chrupkami różnistymi. Trudno. Upadki są dla ludzi. Upadki są po to, by się z nich podnosić. Pozytywem jest to, że do pudła z makulaturą wcisnęłam puste wreszcie podeptane opakowanie po chałwie. Uffff.

 

I jeszcze ten deszcz!!!!

Albo mocno pada albo leje. Oszaleję od tego plusku.

Chciałam na rower, ale jednak za dużo wody na chodnikach. No i butki rowerowe mi po wczorajszej jeździe nie wyschły.

Chciałam na kije, nawet zeszłam na dół, ale ... Zimna woda było wszędzie, na chodnikach, w powietrzu i w chmurach. Zrezygnowałam. Brak poruszania się też doprowadza mnie do szału dzisiaj. Próbowałam nawet zadowolić się ośmiominutówkami na brzuch, ale nie lubię oszukaństwa. Takie chwyty marketingowe, że po 8 minutach ćwiczeń codziennych będę miała kaloryfer wyrzeźbiony, też mnie dzisiaj do szału doprowadzało.

Vitalia też mnie dzisiaj do szału doprowadza. Hmmmm, tak się teraz zastanawiam, czy jest dzisiaj coś, co mnie nie denerwuje????

... bo nawet córczęcie, które powinno spędzić ten ostatni wieczór na łonie rodziny, czule wtulona w rodziców - siedzi u siebie w pokoju z Mariną. Popłakują i gadają. Nawet one mnie denerwują.

 

Jeszcze trochę i będę puszczać parę uszami. Jak czajnik. Jak szybkowar. Czy będę również, jak te urządzenia, pogwizdywać przenikliwie?

 

ps.

BILANSU dzisiaj nie będzie!

 

ps2

pytań kilka dostałam co do miejsca wyjazdu córczęcia

Dania, Roskilde, koło Kopenhagi

nauka po angielsku, licencjat 4 letni

studia darmowe, finansowane przez UE, bez konieczności odpracowywania po ukończeniu

częściowo płatny akademik, ale standart mieszkania nieziemski

albo kwatery prywatne na własny koszt

  • atena28

    atena28

    1 września 2010, 22:35

    Kochana a u mnie dzisiaj ogórkowa ze śmietaną, HM chyba to ta pogoda wzmaga apetyt? Będzie dobrze tylko od kuchni wara :)))) pozdrawiam

  • uliczka7

    uliczka7

    1 września 2010, 22:23

    Ja też ogólnie jakas nabuzowana...tak do konca to nie wiem co mnie dzisiaj zżera i wysysa od srodka. Ty to przynajmniej powód masz. A ja się kręcę w kóło jak pies z parwowirozą..... A jeśli to nie tajemnica gdzie wybywa twoje córcię ? Ty szczawiową, a ja żurek na pokuszenie ugotowałam- taki pyszny- z jajeczkiem, kiełbaską i ziemniaczkami- też w kostkę :)

  • yola1976

    yola1976

    1 września 2010, 22:20

    wyluzuj, a co do deszczu - u mnie leje i wieje a jak nie to pada lub siąpi:))))

  • pinia0

    pinia0

    1 września 2010, 22:19

    Joluś, to my dwa parowary są wszak!!!!!!Co 2 parowary to nie jeden, w kupie siła, jeszcze zrobimy odrodzenie siebie jak feniks z Asche;))kissy

  • BettyBoop6778

    BettyBoop6778

    1 września 2010, 22:15

    Dzieeetam... Od godziny jestem w chacie... Moja po...(wpisz co chcesz:-) szefowa wyrwała mnie telefonem z kapieli morskiej. Jutro o 12.00 zebranie. Cudów się z Jej strony nie spodziewam. Ale będzie niezłe przedstawienie. Pani Derektor jest mistrzem w kłamaniu, biciu piany i cudawianki potrafi:-) Pie... ja. A moje Dziecię nie widzi mnie od 2 godzin i już ryczy do słuchawki:-) Ciekawe, kiedy Jej się zmieni:-) Idę pod prycho i na wagę:-) Nara:-)

  • mikrobik

    mikrobik

    1 września 2010, 22:14

    Mój syn wyjeżdżał wtedy niedaleko, bo w Polskę i miałam takie samo uczucie,że opuszcza to gniazdo na zawsze. Odprowadzałam go do pociągu. Jechał jeszcze bez ciuchów, które mieliśmy dowieźć za kilka dni samochodem. Szłam peronem i płakałam. I miałam rację. Właściwie już do domu nie wrócił. Taki los każdej mamy. Niby teoretycznie o tym wiemy od początku, ale..... Jesteś chyba na dziś rozgrzeszona z tego podjadania. Moje kije też stoją w kącie. Przeprosiłam stepper.

  • Moon13

    Moon13

    1 września 2010, 22:05

    skad ja znam ten stan? - co prawda przyczyny inne, ale skacząca pokrywka taka sama ;) co do kijków - od wczoraj myślę czy iść w piance i płetwach, czy w woderach i pelerynie.

  • renianh

    renianh

    1 września 2010, 22:01

    Nie dziwię sie złemu nastrojowi ,tez byłoby mi smutno gdyby dziecię wybywało ,jeśli wolno zapytac to gdzie ? Pewnie na studia za granicę.Greckie jedzenie zgubiło mnie bardzej niż Ciebie ,ja po tygodniu + 3 kg ,ale co pojadłam to moje ,teraz aż miło dietkowac.Miałaś fantastyczne wakacje ,w takie deszczowe dni tylko wspominac cudowne słońce i rewelacyjnie gorącą wodę .Ja odwiozłam na lotnisko wnuczkę i synową ,też ich długo nie zobaczę ,alkohol jest dobry w takich sytuacjach,ech życie .Kurcze ale zazdroszczę tych upojnych nocy pod gwiazdami,też mam z Grecji podobne wspomnienia ,ale nie tym razem ,kurorty nie stwarzają takich sytuacji.

  • sthlike

    sthlike

    1 września 2010, 21:58

    Ojoj, faktycznie czajnik ;) Też mnie wywiało na rowerze dzisiaj, ale krócej zdecydowanie niż Ciebie. Lać nie lało, ale wiatr mnie doprowadzał do szału - jedziesz a wydaje się, że stoisz w miejscu, masakra. Jakoś oszczędnie liczysz to spalanie, zależy jeszcze jakim tempem jeździsz, ale takie 20km/h przy Twojej wadze daje jakieś 500kcal/h :)

  • luckaaa

    luckaaa

    1 września 2010, 21:55

    Oj, to trzeba podniesc jakas pokrywke i cisnienia upuscic , co by wybuchu nie bylo ? :) , A odchudzaniem sie teraz nie martw, przyjdzie pora i na to. Corcie wypraw, a najpierw utul mocno . Bo kochania nigdy dosc w zyciu...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.