Poranna waga pogroziła ciut paluszkiem. Więc ograniczam ilość pochłanianych musli, grzybków, jabłek, ogóreczków... i innych pyszności. Wchłaniania płynowego nie ograniczam, bo mam fazę. Bywa. Płynne %% są najlepsze na Pana i Władcy nieobecność.. albo jego chwilowe fochy.... Otulają mnie lekkim znieczuleniem. I dobrze.
Po prawie lub aż trzech godzinach snu świtem (zgroza!!) Stasia do przedszkola. Kiedy mój synalek z tej Malty wróci, bo ja już nie mogę wciąż za niego?!.. W autobusie, w korku przy zamkniętym powodziowo Wale Miedzeszyńskim, oboje przysnęliśmy. No, ale cóż innego można robić w zakorkowanym autobusie?
Potem, już prawie bezwstydnie... Patykowa babcia jola przez centrum szła. Hihi, i zawsze, jak jestem zła na mojego faceta, to idę koło uniwerku, Krakowskim Przedmieściem. Może?... Nie chodzi o studenciaków. Tylko o takiego jednego, obecnie doktora i wykładowcę na WDiNP. Co prawda ma teraz brodę, fuj! Ale sama myśl o spotkaniu zgrabnej, odchudzonej i sportowej babci z właśnie tym! facetem jest wystarczająca mentalna zemstą. .. Nieważne.
Przepatykowane 6,95 km. Przy okazji spalone 420 kcali.
Rower też był. Po_burzowy, parny i z przygodą. Dwiema! Na rowerze spaliłam 886 kcali.
Razem spalone, ponad normalne działanie mojego ciała - 1306 kcali. Bardzo mi się podoba taka cyferka.
Na rowerze....
Ach, spotkałam po raz pierwszy sympatycznego i kompetentnego strażnika miejskiego. Nie-młody, nie-stary, nie-urodziwy. Pokazał mi mój (anty-powodziowy) błąd, kompetentnie uzasadnił, opieprzył, nie zacietrzewiał się, przebaczył. I był, kurde, obojętny na moje spocone wdzięki. A nie mówiłam, Babeluszku, że jednak spocenie facetów stopuje?!
Ponieważ jeździłam na początku mokro-burzy, już kropiło i było gorąco jak w saunie - wylazły na bordową kostkę.... wylazły te.. te takie oślizgłe. Ślimaki. Skorupki pod kołami chrupały. A, ponieważ jeszcze nie mam wypasionego błotnika na tylne koło, jeden ślimak bezskorupowy, znaczy jego obślizgła przejechana_mną pozostałość, skoczył mi na kark i na plecaczek. Ohyda!!! Błe.... !... błeeeee.
Musiałam się wycierać.... myślałam, że mi chusteczek zabraknie
I ... UWAGA! Jechałam w dół Agrykolą. Od dwóch lat miotam się w tym miejscu między 40 a 41,5. Znaczy taka jest prędkość chwilowa zjazdu. Tym razem spojrzałam bystro, podejrzliwie i wrednie w dół. Po_deszczowo prawie pusto. Gorąco, więc prawie sucho. Wydłubałam słuchawki z uszu, co mi mają muzyczne dźwięki przeszkadzać! Po co rozpraszać!? Na szczycie stoi policja, więc w razie czego wezwą karetkę. Amok mnie złapał i mocno trzymał. To nie ja!!! To ten Amok!... Nie ja!!!!! Raz kozie, znaczy mnie, śmierć!!!
Ruszyłam, od razu szybko. Jeszcze przed wysokością muzeum miałam na prawym biegu 8, a na lewym 3. Rower się rozpędzał, a ja wciąż szaleńczo kręciłam. Zaciśnięte lekko pięści na kierownicy. Serdeczne palce nad manetkami hamulców. Kręcę! I desperackie rzuty oczu na licznik. Kiedy zauważyłam momentem, że 43 zmienia się nagle skokiem na 44 - to się przestraszyłam. Przeraziłam!!!! Bałam się naciskać manetki. RATUNKU! Wypieprzę się !!!!.... Przy 45 z ust mi się samoistnie wyrwała gromka kurwa!!! Bardzo gromka!! Hamowałam, ale on wciąż jechał. 45,4 kilometrów na godzinę - o chryste!!!!!.... Musiałam hamować!!!
A potem nagle stałam na dole. Rower leżał posłusznie u stóp. Popijałam z bidonu i nie mogłam opanować histerycznego śmiechu!
O nie!!!! Będę omijała Agrykolę do końca rowerowego sezonu szerokim łukiem!!! (bo jeszcze znowu by mi przyszło do głowy pobijać własne rekordy).
oto dowód !!!
Po tym już widok wezbranych wiślanych wód omywających dół pomnika Syreny nie zrobił na mnie wrażenia. Ot, woda.
Nie jem już więcej dzisiaj nic!!! Emocje mnie karmią! Drink, albo dwa (lub 3) i do wanny. Po tej mokrej jeździe mam piasek we włosach i na karku, na łydkach i w butkach.. Nogi mi się trzęsą.
Pana i Władcy nie ma, więc pilot mój. Zasnę przed tivi... może.....
adador77
9 czerwca 2010, 21:04jola jestes boska:) i dokladnie wiem jakie to ekscytujace. ja mam czasami ochote zamknac oczy i puscic kierownice:))))) jeszcze panuje nad tym:) a te slimary sa wszedzie - glupie one strasznie i chyba maja zamkniete oczy. Bywaj moj kolarzu:)