Patrzę dziś rano na wagę, a tam 90kg! Nie ważyłam tyle od czasów szkoły. Czyli już od jakichś 13 lat... Wieki temu znaczy się :) Czuję się świetnie! Waga nieco wolniej spada ostatnio, ale obwody spadają. Z rozmiaru 4/5xl zeszłam na 3xl a nawet 2xl (w zależności od materiału i rozmiarówki).
Ostatnio dołączyłam też więcej ćwiczeń, choć nadal przychodzi mi to z trudem. Jestem leniwa, nadal sporych rozmiarów i nigdy sport nie był moją mocną stroną. Jednak staram się robić ćwiczenia co najmniej 3 razy w tygodniu. Zazwyczaj jest to pół godzinny trening. Wiem, że teoretycznie spalanie zaczyna się po 40 minutach..., ale prawda jest taka, że lepiej zrobić cokolwiek te parę razy w tygodniu, niż nic, po pierwszym zbyt obciążającym treningu. A tak by było w moim przypadku. Dzięki tym 30 minutom, 3 razy w tygodniu, poprawiam powoli kondycję, której póki co nie miałam wcale. Najchętniej pochodziłabym na basen, ale chwilowo to niemożliwe.
Miewam oczywiście zachcianki. Nauczyłam się jednak wybierać, kiedy sobie pozwolić na coś i na co, a kiedy trzymać się w ryzach. Nauczyłam się odżywiać tak, by organizm nie wymuszał na mnie nieświadomego zajadania ewentualnych niedoborów, bo po prostu jem na tyle różnorodnie, że do nich nie dopuszczam. Gdy zaś coś się zaczyna dziać, szybko reaguję i reguluję ewentualne niedociągnięcia. Najczęściej dopada mnie ochota na słodkie wieczorami, po pracy. Jednak jest to bardziej zachcianka typu "miałam ciężki dzień, zasłużyłam". Zabiłam ją, sięgając po białko, zamiast słodyczy. Albo piję koktajl białkowy, albo jem porcję białka, zwłaszcza, że od skończenia pracy, do położenia się spać, mijają jakieś 2-3 godziny. Więc mały proteinowy posiłek zabija głód na słodkie, daje mi dodatkową porcję białka, które przy diecie jest ważne, oraz nie jest pustymi kaloriami. Dodatkowo ćwiczenia wykonuję po pracy, a przed tą porcją białka, a jest ono zalecane po ćwiczeniach. Ćwiczenia zaś dodatkowo pomagają zabić ochotę na słodkie, bo szkoda marnować efekt wysiłku.
Trochę ciężko przez tą izolację, bo ja akurat utknęłam w domu, pracując 7 dni w tygodniu po 12 godzin. Nie mam możliwości wyjść nawet na spacer, bo pracuję jako opiekunka i nie mogę zostawić chorej osoby samej, a w tej chwili nikt nie może przyjść mnie zastąpić. Bo izolacja. Męczy to strasznie psychicznie, bo nie mam jak na spokojnie odpocząć i odciąć się na chwilę od pracy. Więc dzień wygląda tak, że wstaję, pracuję, kończę pracę, śpię i tak w kółko. Tyle dobrego, że mogę jeść co uważam i w takich porach, co mi pasują, dzięki czemu trzymam się swojej diety.
Aż się nie mogę doczekać czerwca, bo 4-go minie równe pół roku od operacji i ciekawa jestem ile w sumie do wtedy zrzucę, zarówno kg, jak i cm w obwodach.
Pozdrawiam wszystkich walczących o swoje lepsze ja i trzymam kciuki za postępy! :)