Skąd ten temat? Oprócz fajnej figury, totalnie zniszczyłam dla siebie coś, bez czego nie mogę żyć. A mowa tutaj o bieganiu...
Córka marnotrawna wraca do pisania pamiętnika. Wcześniej coś już tutaj skrobałam, ale te wpisy były jakieś takie smętne, że w końcu skasowałam wszystkie. Ale ale... to nie był jedyny powód, dlaczego przestałam tu pisać.
Wróciłam, bo... ? Pobiegłam ostatnio trasę, którą w zeszłym roku zrobiłam w 5 minut szybciej, i do tego biegło mi się tragicznie.
Własnoręcznie, przez kompulsy doprowadziłam się do stanu, w którym nic mnie nie cieszy, a to, co kiedyś było sensem, stało się katorgą. Gratulacje, Lolo.
Moim głównym celem tutaj są przygotowania do maratonu w przyszłym roku. Biegam od 2 lat, kocham to, nie mogę bez tego żyć, bez choćby minimalnej dawki nie funkcjonuję normalnie. Serio W poprzednie wakacje doszłam do super formy tylko dzięki bieganiu i warzywom do posiłku. Poza tym - nie narzucałam sobie ograniczeń typu "zero czegośtam". Na szczęście ze "złych rzeczy" lubię tylko słodycze ale za to w ilościach hurtowych.
Co muszę przypomnieć sama sobie - siedzą we mnie wszelkiej maści ED. Były momenty anoreksji, potem ortoreksja, ale kiedy doszły do tego kompulsy pomieszane z bulimią - powiedziałam DOŚĆ. Szkoda czasu na to, nie chcę tak żyć, nie chcę tak marnować sobie życia, nie chcę tak tkwić w niczym. Jestem uzależniona od żarcia? Owszem, jestem ! To zresztą widać po wyzwaniach, których się podjęłam - większość dni niezaznaczona, bo zawalałam. No cóż... Efektem jest "niepaskowa waga", która osiągnęła dzisiaj krytyczny jak dla mnie poziom 57 kg. Co prawda, ważyłam się ok. południa, po śniadaniu i 0,5 wody i w ciuchach, ale tak mnie natchnęło To mi dało do myślenia, w końcu kiedyś ważyłam 49 kg i było mi świetnie ! (...bo kurduplem jestem ) Jednak waga tutaj nie będzie moim tematem przewodnim.
Tak więc, dziewczyny ! Nie nastawiajcie się tutaj na lamenty pt. "ołmajgad zeżarłam pół marchewki, czuję się nażarta i tłusta jak świnia". Nie nie nie... próbowałam już wielu sposobów na pokonanie kompulsów i tego cholernego uzależnienia od objadania się. Żadna radykalna metoda nie jest przy moim trybie życia "utrzymywalna". Nie i koniec. Wracam do regularnego biegania, to wszystko rozwiązuje - chce mi się żyć i chce mi się dbać o siebie, o dietę, o wszystko !
Dlatego wróciłam do prowadzenia pamiętnika - trzymam się planu treningowego, którego jutro wieczorem poszukam w necie. Typowo pod maraton.
Czas zacząć robić, to co się kocha. Nie dać się pokonać tej cholernej głowie, która każe robić głupoty. Szkoda czasu, trzeba zacząć żyć.
Trzymajcie się.