książka
Cześć Wam!!
chciałabym zaproponować wam przeczytanie książek autorstwa Paulo Coelho. uwielbiam jego książki i, mimo iż są głównie filozoficzne, to czyta się je przyjemnie i szybko. są ciekawe po prostu. jak moja Wiki śpi to czytam sobie jego książki, akurat jestem przy "na brzegu rzeki piedry usiadłam i płakałam..." i naprawdę potrafią mi otworzyć oczy. nie to że myślę filozoficznie, twardo stąpam po ziemi bo muszę, ale jak czytam jego książki to mam poczucie że przenoszę się w inny świat, zaczynam rozumieć wszystko.
najbardziej lubię "weronika postanawia umrzeć", ale jego "alchemik" czy "demon i panna prym" też są świetne.
zachęcam gorąco do lektury :P
początek
jak większość osób robiących pierwszy wpis musi być jakiś początek.
więc...
chcę schudnąć, jak pewnie większość z was wie :) co nie jest wcale takie łatwe, zdaję sobie z tego sprawę, bo już długo się odchudzałam w przeszłosci.
moja waga obecna jest spowodowana nie ciążą, bo urodziłam w styczniu, tylko moim lenistwem. tak, nie chciało mi się ograniczyć jedzenia w ciąży, jadłam wszystko, pizze, frytki, kanapki z serem, tłuste rzeczy, mówiłąm sobie że jem za dwoje, że po ciąży to zrzucę wszystko. straciłam kontrolę nad tym co jem. potem był poród, cesarka, zobaczyłam moją śliczną Wiki, i w sumie diabli wzięli dalej to odchudzanie. początkowo mówiła że dlatego że karmię piersią to muszę jeść, żeby pokarm był. potem jak straciłąm pokarm to jakoś dalej jadłam dużo, nie myślałąm o odchudzaniu bo czułam ciągle głód, zmęczenie, zniechęcało mnie to do ćwiczeń i diety. po prostu miałam lenia, wstyd mi się przyznać ale tak jest.
wiem, że ciężko będzie, ale chcę tego. dojżałam w końcu do odchudzania. chce się podobać, chcę znowu wejść w dżinsy z wagi 53 kg.
dlaczego?
bo nie mam co na siebie włożyć, bo jak chce kupić ciuchy to nie ma mojego rozmiaru, taki wielki jest, bo kolana mnie bolą coraz bardziej, kręgosłup zresztą też od tego sadła, po prostu mam dość wyglądu wieloryba, z celulitem, rozstępami, z wieczną zadyszką i poceniem się jakbym była w piekarniku. mam tego dość. chcę być szczupła, bo szczupli maja lepiej, nie męczą się, nic ich nie boli, nie mają zadyszki, celulitu, mają jędrne ciała i powodzenie. na szczupłego nie patrzą z politowaniem, ze wzrokiem w stylu "weź się za siebie, to obrzydliwe".
mój cel to 53 kg. a więc 42 kg muszę, tfu, chcę zrzucić.
tak myślałam, że do końca roku spadne do 60 kg. potem do moich urodzin, a więc do 29 maja spadne do 53 kg. realne?
145 dni do nowego roku. mam zrzucić do tego dnia 35 kg. czyli 0,24 kg dziennie. to tygodniowo wychodzi jakieś 1,7 kg.
heh jesli te obliczenia są dobre, to nie jest źle, da się to osiągnąć.
ale musi być żelazna dyscyplina.
ZERO SŁODYCZY, TŁUSTYCH RZECZY, FAST FOOD'OW!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
DUŻO WARZYW, OWOCÓW, ĆWICZEŃ.
DIETKA, DIETKA, DIETKA!!!!!!!!
DAM RADĘ, TAK SAMO JAK WY :)
POWODZENIA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!111