oczywiście dałam ciała od rana :(:(:( do kawy delicje i takie tam... ale mój mąż stwierdził ( zresztą jemu moja waga nie przeszkadza, raczej moje marudzenie żem gruba buuuu ) że święto dzisiaj mamy i już, żadnych odchudzań dzisiaj nie będzie tolerował !! że od jutra mam sobie zacząć i koniec :(:(
nie powiem, że wielce protestowałam wsuwając na śniadnie jajecznicę a potem pijąc kawkę z ciasteczkiem...
a w ogóle, to on każe mi ćwiczyć - przecież ja nie znoszę ćwiczyć
mój brat nawet ułożył mi grafik i co z tego, jak nie przypilnuje, to ani ręką nie ruszę, bo nie lubię
prawda jest taka, że muszę mieć bata nad głową żeby cokolwiekzrobić, może jak w końcu kupię karnet na siłownię, to zacznę na nią chodzić ?? albo i nie
potrzebuję jakiejś silnej motywacji, ale trudno mi ją sobie wynaleźć
niby mam ich kilka, ale chyba żadna nie jest odpowiednio mocna, by mnie zmobilizować do działania
ojojoj... marnie to wszystko widzę