- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
20 stycznia 2015, 11:22
Hej :)
Dlugo mnie tu nie bylo...
Chcialam sie was poradzic w pewnej kwestii.
Otoz spotykam sie z chlopakiem od konca Wrzesnia... znamy sie od okolo 4 miesiecy. Spodobalismy sie sobie od pierwszego spotkania... umowilismy sie na pare randek ale jakos wszystko szlo bardzo powoli. On jest niesmialy i bardzo przystojny, wysportowany, inteligentny itp. i z uwagi na to jest przyzwyczajony ze to dziewczyny o niego zabiegaja.
Ja jednak mialam inne podejscie i szczerze mowiac w pewnym momencie w ogole stwierdzilam ze to jest spisane na straty i nie wykazywalam wielkiego zainteresowania. Jednak on jakos ciagle sie odzywal... wiec w Grudniu bylismy na jednej czy dwoch randkach znowu (po paru tgodniach nie widzenia sie z uwagi na podroze obojga z nas) i ku mojemu zaskoczeniu bylo bardzo fajnie.
Grudzien byl tez momentem w ktorym doszlo do seksu (po okolo 2,5 miesieca.. wiec nie spieszylismy sie raczej). Od tego momentu wydaje mi sie ze on zaczal sie zachowywac jakbysmy bylo w zwiazku, ale nie mielismy nigdy oficjalnej rozmowy na ten temat.
Kiedy powiedzialam ze moze wyprowadze sie do Hong Kongu, nagle zaczal byc bardziej otwarty i zaangazowany... zmienilo sie jego nastawienie i ja tez zaczelam jakby bardziej sie "wkrecac" w ten zwiazek. On z uwagi na prace moze opuscic miasto w ktorym mieszkamy ale powiedzial ze chcialby abym pojechala z nim (tylko ze to by bylo w Kalifornii a jak wiadomo, konkurencja na rynku pracy i wiza na prace nie jest latwa sprawa...)
Nie wiem co mam o tym myslec... jestem nadal nieufna i nie wiem czy powinnam sie "pakowac" w ten zwiazek i angazowac. On chce zebysmy pojechali razem na wakacje, chce spedzac ze mna czas ale ja sobie tez zdaje sprawe z tego ze on tutaj nie ma rodziny i wielu przyjaciol (oboje mieszkamy w Danii, on jest Francuzem), wiec wiadomo ze przyjemniej jest kogos miec.
Ja czuje ze jestem coraz bardziej w to zaangazowana. Na przyklad jestem mega zazdrosna o dziewczyne jego wspollokatora, bo zawsze on o niej wspomina ze jest taka inteligenta i mila i na jego profily na fb ona jest w pierwszej trojce znajomych (na profilu jest chyba 9 znajomych wyswietlonych) i u nieij na profilu on jest na pierwszym miejscu (wtf). Wiem ze to dziecinne i glupie ze w ogole biore to pod uwage ale stalam sie zaborcza i zazdrosna jak nigdy wczesniej i boje sie ze za bardzo sie w to zaangazuje emocjonalnie i pozniej bede zalowac....
Jak wy oceniacie te sytuacje i co byscie zrobily na moim miejscu?
Sorry za dlugi post :P
20 stycznia 2015, 11:31
Mam wrażenie, że w ogóle się nie znacie, tylko te kilka randek. Seks zbliża, więc prędzej czy później zrobił się z tego "związek", aczkolwiek nie przemeblowywałabym życia pod kogoś, co do którego nie jestem w stanie określić swoich uczuć, przeczuć, nadziei. Bo chyba się jeszcze nie zakochalas? Sama musisz obserwowac, jak to sie rozwija, czy widziesz jego zaangażowanie czy jednak daje inne sygnały. Przeciez decyzji o wyjezdzie "na stałe" nie podejmuje sie pod wpływem chwili.
20 stycznia 2015, 11:40
NIe no w zasadzie odkad zaczelo to byc bardziej powazne spotykamy sie kilka razy w tygodniu, spedzamy razem weekendy itp. Tak jak mowie, nigdy nie mielismy powaznej rozmowy na temat "ok. to teraz jestesmy razem" ale on nazywa mnie swoja dziewczyna od jakiegos czasu i vice versa. Ogolnie mi sie wydaje ze on zaczal to brac bardziej powaznie od chwili seksu (zreszta sam mi to powiedzial, bo on nie byl pewny co do moich uczuc a wiedzial ze jestem osoba ktora nie idzie do lozka z przypadkowa osoba, wiec doeszedl do wniosku ze cos tam musze do niego czuc w takim razie )
Jednak boje sie zaangazowac (chyba naczytalam sie za duzo ksiazek typu "dlaczego mezczyzni kochaja zolzy") i obawiam sie ze w chwili kiedy ja sie zaangazuje i otworze, on nagle zniknie Nie wiem czy to racjonalne obawy czy nie... no i czuje ze coraz bardziej mi na nim zalezy i mnie to przeraza w pewien sposob...
20 stycznia 2015, 11:44
ah poza tym kwestia przeprowadzki to inna historia.. to by mialo miejsce w przeciagu kilku miesiecy. Kalifornia byla zawsze moim marzeniem i on o tym dobrze wie. Ogolnie nasza pierwsza rozmowa zaczela sie od tego, ze ktos mnie zapytal o ulubione miejsce w ktorym bylam i ja powiedzialam ze to San Diego a on sie spojrzal na mnie i powiedzial: to tez moje ulubione miejsce, mieszkalem tam i studiowalem przez pol roku :)
20 stycznia 2015, 11:53
Jest taka zasada, że przyszłość w związku planuje się w przód na połowę długości trwania związku. Znacie się 4 miesiące - planujesz na 2 do przodu. Przeprowadzka za kimś na drugi koniec świata to bardzo poważna decyzja - raczej się nie mieści 2 miesięcznym planowaniu. Szczególnie, że jak sama napisałaś, jesteście w sytuacji, która trochę stymuluje do zacieśniania więzów, bo nie macie za wiele znajomych. Jeśli facet ma się zwinąć bo się "otworzyłaś" to nie jest wart zachodu.
20 stycznia 2015, 12:58
Oj tam, mi to wygląda na wspaniałą historię miłosną. Spokojnie, każdy ma takie obawy na początku, ja Ci radzę - idź na całość, bo lepiej żałować, że się coś rozwaliło, ale było, niż, że się nie dopuściło, żeby się zaczęło!
20 stycznia 2015, 16:51
Z takim podejściem to z każdym będziesz miała wątpliwości. Powinnaś pokazywać, że jestes pewna siebie, znasz swą wartosć a nie pokazywać , ze on ma rację, że ta dziewczyna jest taka cudowna (zazdrość). Ty możesz być jeszcze lepsza.