Temat: gruba od zawsze

witam,

moja sprawa mianowicie wygląda tak... Od dziecka jestem z tych puszystych juz w piątej klasie podstawówki ważyłam 90 kg(!!) no i w tym momencie zaczęłam różne przygody z odchudzaniem. Niestety nigdy nie udało mi się tak naprawdę schudnąć. Ciągle jestem otyła BMI 32. Kiedyś udało mi się schudnąć dzięki "magicznym tabletką" do 69 kg i oczywiście efekt jojo gwarantowany. Czy istnieje w ogóle szansa, że kiedyś uda mi się powiedzieć "jestem szczupła"? dodam, że jestem wegetarianką od 6 lat czyli nie dla mnie mc donaldy i kebaby za to mnóstwo warzyw, owoców i ciemne pieczywo, makarony wielozbożowe. Jedyne co mogę sobie zarzucić to napoje gazowane typu cola zero i red bull zero no i dosyć mało piję wody, gdyż nie czuję się spragniona. Od maja zaczęłam również dosyć intensywnie ćwiczyć na fitnessie koło 4-5 razy w tygodniu i jedyne co widzę to mięśnie! A sadło nie znika. Szczerze mówiąc załamuję już ręce. Regularność posiłków również zachowana co jakieś 4 godziny coś tam szamam.

Czy istnieje dla mnie chodź cień nadziei? :/ ktoś może ma coś podobnego? 

Adriana82 napisał(a):

palka000 napisał(a):

Kasiek2990 napisał(a):

witam,moja sprawa mianowicie wygląda tak... Od dziecka jestem z tych puszystych juz w piątej klasie podstawówki ważyłam 90 kg(!!) no i w tym momencie zaczęłam różne przygody z odchudzaniem. Niestety nigdy nie udało mi się tak naprawdę schudnąć. Ciągle jestem otyła BMI 32. Kiedyś udało mi się schudnąć dzięki "magicznym tabletką" do 69 kg i oczywiście efekt jojo gwarantowany. Czy istnieje w ogóle szansa, że kiedyś uda mi się powiedzieć "jestem szczupła"? dodam, że jestem wegetarianką od 6 lat czyli nie dla mnie mc donaldy i kebaby za to mnóstwo warzyw, owoców i ciemne pieczywo, makarony wielozbożowe. Jedyne co mogę sobie zarzucić to napoje gazowane typu cola zero i red bull zero no i dosyć mało piję wody, gdyż nie czuję się spragniona. Od maja zaczęłam również dosyć intensywnie ćwiczyć na fitnessie koło 4-5 razy w tygodniu i jedyne co widzę to mięśnie! A sadło nie znika. Szczerze mówiąc załamuję już ręce. Regularność posiłków również zachowana co jakieś 4 godziny coś tam szamam.Czy istnieje dla mnie chodź cień nadziei? :/ ktoś może ma coś podobnego? 
Coś musi być nie tak. Mam w pracy otyłą koleżankę i ona zawsze mówiła, że co by nie zrobiła to nigdy nie schudnie, że w godzinę 30 basenów przepływa, w pracy jedzonko 100% zdrowe, a nie chudnie. I co? Sprawiła sobie osobistego trenera na siłowni, zaczęła chodzić regularnie, dużo się ruszała i zaczęła chudnąć. Tak, że to wcześniejsze to były tylko wymówki. Może za mało ruchu? Może nie taki ten ruch? Może za mało intensywny? Albo w diecie coś szwankuje? Może warto poprosić o pomoc specjalistę?
Ja pływam słabo a w ciągu godziny basenów - zakładając, że są 25m stylem klasycznym przepływam ok. 65. 30 basenów to boja przez godzinę przedryfuje przy dobrym wietrze . Nie dziwię się, że nie chudła. Pewnie bankowo potem jadła "odżywczy" posiłek potreningowy dwukrotnie przekraczający spalone w wodzie kcal.Inny przykład - często widzę u siebie na siłowni. Ludziska szurają na bieżni - idąc, nie biegnąc - idąc i to nawet nie pod górkę. Tak z 30 min... A do tego obowiązkowo musi być butla 0,7l oshee, czy 4move i co? I prawie 200 kcal ekstra wlane w siebie w postaci czystego cukru!

Też fakt. Mam takiego kumpla, który zawsze po siłowni idzie się najeść w jakimś fast-foodzie, bo zasłużył. WTF? Też z tymi napojami bywa jak mówisz. Piją na siłowni napoje "dla sportowców" a w nich sam cukier i puste kalorie. To samo tyczy się innych rzeczy, np. orzechy czy owoce. Zdrowe, ale mają sporo kalorii i cukrów. A orzechy mają to do siebie, że jesz i jesz i nawet nie wiesz ile zjadłaś. Znam też osoby na forum, które owoców nie wliczały do bilansu kalorii, nie wliczały też żadnych napojów, w tym np. napojów energetycznych. Najlepiej sobie samemu wszystko spisać co się tak naprawdę zjadło i wypiło i wtedy wychodzi często szydło z worka.

Kasiek2990 napisał(a):

witam,moja sprawa mianowicie wygląda tak... Od dziecka jestem z tych puszystych juz w piątej klasie podstawówki ważyłam 90 kg(!!) no i w tym momencie zaczęłam różne przygody z odchudzaniem. Niestety nigdy nie udało mi się tak naprawdę schudnąć. Ciągle jestem otyła BMI 32. Kiedyś udało mi się schudnąć dzięki "magicznym tabletką" do 69 kg i oczywiście efekt jojo gwarantowany. Czy istnieje w ogóle szansa, że kiedyś uda mi się powiedzieć "jestem szczupła"? dodam, że jestem wegetarianką od 6 lat czyli nie dla mnie mc donaldy i kebaby za to mnóstwo warzyw, owoców i ciemne pieczywo, makarony wielozbożowe. Jedyne co mogę sobie zarzucić to napoje gazowane typu cola zero i red bull zero no i dosyć mało piję wody, gdyż nie czuję się spragniona. Od maja zaczęłam również dosyć intensywnie ćwiczyć na fitnessie koło 4-5 razy w tygodniu i jedyne co widzę to mięśnie! A sadło nie znika. Szczerze mówiąc załamuję już ręce. Regularność posiłków również zachowana co jakieś 4 godziny coś tam szamam.Czy istnieje dla mnie chodź cień nadziei? :/ ktoś może ma coś podobnego? 

sorry, ale miesni to jeszcze dlugo nie zobaczysz.... orbi jest dobre na rozgrzewke lub 15min po cwiczeniach

gdzie bialko? jesz same wegle i wszytsko odklada sie w postaci tluszczu. a co ze drowym zrodlem tluszczu, jakos nie jest wymienione. ja sama nie przepadam za miesem, ale kombinuje by bylo bialko, rosliny straczkowe od czasu do czasu to za malo. 

malo wody, nie masz czekac na pragnienie, tylko pic. ja zauzywlam, ze kubek cieplej (nie goracej wody i nie herbaty) ma bardzo pozytywne dzialanie na uczucie glodu. zamiast podjadania, szklana cieplej wody. albo dwie.

6 lat wegetarianiuzmu i z 90kg spadlac do 82kg przy 160cm? cos jest nie porzadku albo wege czekolada  albo nocne podjadanie. na salacie, 3 ziemniakach i jogurcie 0% mozna miec niedowage, ale nie 80kg

ps. mialam  VEGANINA z duza nadwaga wsrod znajomych. jego gubila czekolada (do 2 tabliczek dziennie i to nie byle jakiej czekolady, gorzka z dodatkami np. pomaranczy) oraz orzechy, suszone owoce i nasiona.

w pamietniku napisalas;

Trochę dziwne uczucie walczyć ze swoimi słabościami kiedy jedna strona mówi "mam ochotę na czekoladę"  a druga "chyba jeszcze bardziej nie chcesz się roztyć?"... Już od jakiegoś czasu zaczęłam przyzwyczajać organizm do ciemnego pieczywa, niesłodzonej kawy, herbaty, warzywa i zamiast kanapki do pracy lunch boxy. Do godziny 16 świetnie mi szło jednak po powrocie do domu wszystko stało się za bardzo "dostępne" i podjadanie czas start.. Mimo moich spalonych kalorii na fitnessie wszystko niszczyłam wieczornym podjadaniem, którego nie potrafię opanować. Czasem zdarzy mi się wstać o 1 w nocy podejść do lodówki i się napchać... Chyba po prostu powinnam wybrać się do jakiegoś psychologa czy coś... Próbuje sobie wpoić pewną mądrą zasadę: jemy po to aby żyć a nie żyjemy po to aby jeść. No nic póki co jestem pełna nadzieiPo dniu pierwszym mogę stwierdzić iż, ogólnie rzecz biorąc poszło całkiem nieźle. Udało się utrzymać jadłospisu a i był nawet wysiłek fizyczny-godzina na orbitku

W podanym przykładowym menu nie było zbyt wiele białka (bo pisałam z ostatniego dnia) pomijając jajka, które mają mega dużo białka (tak więcej niż mięso :))  - z reguły kombinuję z tofu, soją, fasolą szparagową czy wegańską fasolką po bretońsku, twarogi czy kuskus. Jak już wspomniałam nie mam magistra z żywienia. Większość mojego życia opierała się na zupkach chińskich :D no moze nie większość, ale jak ktoś nie ma czasu na gotowanie to niestety robi to co idzie szybko. Może to kolejna przyczyna mojej otyłości.  Po prostu dla mnie było jeść coś na szybko lub nie jeść nic. 

Jeśli chodzi o nocne podjadanie to fakt ogromny problem. Póki co od czerwca nie podeszłam do lodówki w nocy :) chodź ciągnie jak cholera... Jednak dalej mam zbyt późne kolację. Jakoś nie potrafię spać z pustym, burgoczącym żołądkiem :/  zwłaszcza jak za dnia nie jem zbyt dużo to brzuch pod koniec dnia daję o sobie znać. Na pewno muszę coś zmienić to wiem. Myślę, że i tak mój jadłospis wygląda o niebo lepiej niż ten ze styczynia : płatki z mlekiem później już tylko energetyki przez cały dzień po 20 powrót do domu i mega talerz byle czego zeby się najeść lub chińszczyzna ewentualnie... (dlatego przytyłam po tym 7 kilo mimo, że cały dzień byłam w ruchu- praca fizyczna po 10 godzin dodatego dojazdy 3 godziny)

a co do orbitka- czytałam, że to dobre cardio, dlaczego polecacie tylko na rozgrzewkę????? To co ja mam niby robić skoro odpuściłam bieganie na jakiś czas  wrócić znowu do biegania mimo kolana?? Aerobiku nie lubię ani żadnych Zumb i tanecznych rzeczy w tej chwili to już załamuje ręce. 

Jakoś jak tak piszecie to widzę więcej błędów niż przypuszczałam. Czasem potrzeba dostać taki słowny "łomot"  za to wielkie dzięki. 

Rower albo pływanie. Białko musi być codziennie, nie przeważnie. Tak z 80g białka codziennie powinnaś wyciągać (jak więcej ćwiczysz to więcej). Policz, zobaczysz ile go jest naprawdę. Poza soją jest jeszcze ciecierzyca, soczewice :) Masę rzeczy można z tego robić. Zupy, pasztety, humus, "orzeszki z ciecierzycy" (moja białkowa przekąska czasami), falafle (trzeba dobrze liczyć, żeby zbilansować tłuszcz w ciągu dnia). Sporo tego.

Pasek wagi

jajko - mega dużo białka, czytaj - 6,3 grama w sztuce, 12,6 grama w 100 gramach. 100 g piersi z kury - 21 gram białka. Warto serio coś poczytać, niż gadać banialuki, że jajka mają więcej białka, niż mięso.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.