Temat: Ktoś też tak ma?

Albo jestem jakaś nienormalna, albo nie wiem co... Jak trzymam dietę, ruszam się itd., staję się hiperaktywna, ciągle mnie nosi, wszystko staram się robić najlepiej, jak potrafię, jestem wręcz opętana perfekcjonizmem. I odwrotnie - jak tylko sobie pofolguję z jedzeniem, zaraz przekłada się to na inne aspekty mojego życia: nic nie che mi się robić, o wiele mniej przykładam się do nauki lub pracy, zajęć domowych, nawet nie che mi się starannie ubrać czy uczesać, po prostu marazm i bylejakość na całej linii. Z powodu zawalenia diety tracę power do działania, jedne niedociągnięcie ciągnie za sobą kolejne. Nie wiem, skąd takie zachowanie mi się bierze. Czy ktoś ma podobnie?

LodziaZakapior napisał(a):

SashaSwift7 napisał(a):

To tez moze byc kwestia charakteru, ja mam podobnie, nie tylko jesli chodzi o diete, czy cwiczenia: wszystko, albo nic:D
To mi się kojarzy z paradoksem perfekcjonizmu i prokrastynacji. Haha, nawet google podpowiada hasło "perfekcjonizm i prokrastynacja". Cytat z pewnego bloga: "Efektem perfekcjonizmu jest prokrastynacja, czyli patologiczna tendencja do nieustannego przekładania pewnych czynności na później. Skoro czegoś nie możesz zrobić perfekcyjnie, to lepiej tego nie robić wcale?"

Hehehe, nie, nie, zle mnie zrozumialas:D Ja np albo dbam o wszystko na raz, albo o nic w ogole, nie umiem sie wyposrodkowac, tzn, np. albo zjem cala paczke ciastek, albo ani jednego/ albo cwicze ladnie 5 razy w tyg, albo wcale:D

Hehehe, nie, nie, zle mnie zrozumialas:D Ja np albo dbam o wszystko na raz, albo o nic w ogole, nie umiem sie wyposrodkowac, tzn, np. albo zjem cala paczke ciastek, albo ani jednego/ albo cwicze ladnie 5 razy w tyg, albo wcale:D
O, faktycznie, w taki razie przepraszam i dzięki za wyjaśnienie! Opisane na wspomnianym blogu podejście odnoszę do siebie samej, bo niestety często tak mam, że z obawy przed porażką rezygnuję z czegoś, odwlekam to w nieskończoność lub poddaję się na starcie lub po jednym fałszywym kroku.

Z tym podejściem do życia to rozumiem doskonale, też tak mam, jak już się za coś wezmę i się na coś uprę to choćbym się miała "wykrwawić" to coś zrobię. Gorzej jak zanim się wezmę i się uprę stwierdzam, że nawet wykrwawienie się może nie przynieść oczekiwanego efektu, wolę w ogóle nie próbować i spisać na straty od razu, niż ponieść klęskę gdzieś tam po drodze. Takie stawianie wszystkiego na jedną kartę? Z jedzeniem przy kompulsach też tak miałam, bo jak już zjadłam jedno ciastko to wydawało mi się, że i tak cały dzień jest już "zepsuty", więc zjem jeszcze więcej ciastek, ćwiczyć już nie będę bo i tak nie ma po co, etc. Jak masz podobnie paskudny charakter :P to chyba nałożenie się charakteru + pozostałości po kompulsach. Osobowości się zmienić raczej nie da (zresztą uważam, że nawet jakby się dało to bym nie chciała, bo takie podejście ma też sporo zalet wbrew pozorom), ale da się jakby odciąć taki schemat myślenia od poszczególnym sfer życia, w tym jedzenia. Jak nie "popłyniesz" z jedzeniem to może spróbuj sobie narzucać mniej zasad - np. nie jedzenie po 20 - rozumiem, że jak ktoś miał problem z objadaniem się wieczorami to ułatwia pilnowanie tego co się je, ale z drugiej strony, jak idziesz spać po północy np. to zwyczajnie jesteś głodna, nie na psychicznym tle objadania się, tylko fizycznie pusty żołądek. A jak się boisz, że Ci się rozsypie dieta po takim poluzowaniu własnych zasad to musisz się zmuszać :) - w sensie, zjadłaś po 20 a miałaś nie jeść, już łapiesz lekkiego doła i ogólnie marazm i myśl, że cały kolejny dzień będzie beznadziejny, to musisz się raz i drugi przemóc, że zamiast tak myśleć, zrobisz coś żeby nie mieć wyrzutów sumienia - właśnie pójdziesz sobie poćwiczyć, albo przygotować sobie na kolejny dzień zdrową sałatkę. Na początku dla mnie to była męka żeby jakoś się pozbierać, ale potem trochę pomogło. 

a jak ogolnie z samopoczuciem?

ja mam zdecydowanie wiecej wigoru kiedy jestem niedojedzona (nie mowie o glodzie, tylko takim "cos bym jeszcze zjadla")... kiedy mam uczucie pelnego zoladka momentalnie sie rozleniwiam... ma na to wplyw tez to co jem, po bialkach i warzywach jest ok, niech wejdzie tylko jakis ciezszy weglowodan od razu bym mogla testowac kanapy na dlugotrwale obciazenie... ;)

...oczywiscie humor spieprzony, bo czuje jakbym wazyla 10 kilo wiecej...

Cyrica napisał(a):

a jak ogolnie z samopoczuciem?ja mam zdecydowanie wiecej wigoru kiedy jestem niedojedzona (nie mowie o glodzie, tylko takim "cos bym jeszcze zjadla")... kiedy mam uczucie pelnego zoladka momentalnie sie rozleniwiam... ma na to wplyw tez to co jem, po bialkach i warzywach jest ok, niech wejdzie tylko jakis ciezszy weglowodan od razu bym mogla testowac kanapy na dlugotrwale obciazenie... ;)...oczywiscie humor spieprzony, bo czuje jakbym wazyla 10 kilo wiecej...
Mam bardzo podobnie. Też wolę uczucie lekkiego niedosytu od nawet niewielkiego przepełnienia. Z pełnym brzuchem nawet się ruszać nie chce.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.