Temat: Bardzo silna relacja z facetem

Jestem z moim Adrianem z 7 lat. 

Jesteśmy w bardzo silnej więzi,  wszędzie razem chodzimy , jesteśmy dla siebie najlepszymi przyjaciółmi,  jest dla mnie jedna z najważniejszych osób na świecie. Ciężko mi chociaż jeden dzień go nie widzieć. Dodam też że czasem traktuje mnie jak mała dziewczynkę która musi się opiekować i robi wszystko żebym była bezpieczna. 

Zastanawiam się czy wiele z was jest z swoimi partnerami w takiej solnej relacji? Jak rozmawiam z koleżankami które też są w długich związkach to te związki są bardziej takie jakby  płytkie, nie ma takiej więzi tylko seks i przyzwyczajenie 

Pamelcia100 napisał(a):

andorinha napisał(a):

Jaja. Jakby mnie mąż traktował jak kolejne dziecko to bym się nieźle wk&rwiła :p Też byłam poważnie chora, ale nie cierpię takiego roztkliwiania się nad sobą. Mamy swoje kariery, nie jesteśmy rodzeństwem syjamskim, poza tym jest w marynarce wojennej i nie ma go miesiącami co nie znaczy, że się nie kochamy i nie jesteśmy blisko, więc skończ z tym dziecinnym podejściem do oceniania związków.
czyli tak jak mi się wydawało,  nasz zwiazek jest jednak wybitnie wyjątkowy:p

Każdy związek jest wyjątkowy

Pamelcia100 napisał(a):

andorinha napisał(a):

Jaja. Jakby mnie mąż traktował jak kolejne dziecko to bym się nieźle wk&rwiła :p Też byłam poważnie chora, ale nie cierpię takiego roztkliwiania się nad sobą. Mamy swoje kariery, nie jesteśmy rodzeństwem syjamskim, poza tym jest w marynarce wojennej i nie ma go miesiącami co nie znaczy, że się nie kochamy i nie jesteśmy blisko, więc skończ z tym dziecinnym podejściem do oceniania związków.
czyli tak jak mi się wydawało,  nasz zwiazek jest jednak wybitnie wyjątkowy:p

wyjatkowy przypuszczam jest , ale nie koniecznie w pozytywnym znaczeniu. To co piszesz to troche chorobliwe trzymanie sie, uzaleznienie, ktore w przyszlosci moze przyniesc oplakane skutki. 

ja mam bardzo silną więź z moim mężem. ciężko mi nawet jak nie widzimy się 2 dni (co moje koleżanki z pracy były w szoku, że się nie cieszę, że mam spokój od niego;)) dbamy o siebie nawzajem i bardzo się kochamy. dobrze nam razem. razem 9 lat.

.alicja. napisał(a):

jestem w silnej relacji ze swoim facetem, ale nie jesteśmy od siebie uzależnieni. nie jest słodko-pierdząco, nie traktuje mnie jak małej dziewczynki, traktujemy się jak dwoje dorosłych zakochanych w sobie ludzie.

Ototo, u mnie dokładnie tak samo ;) Choć u mnie facet czasami jest słodko-pierdzący, ale wtedy ja wręcz przeciwnie i się znowu unormowuje

Pasek wagi

Berchen napisał(a):

Pamelcia100 napisał(a):

andorinha napisał(a):

Jaja. Jakby mnie mąż traktował jak kolejne dziecko to bym się nieźle wk&rwiła :p Też byłam poważnie chora, ale nie cierpię takiego roztkliwiania się nad sobą. Mamy swoje kariery, nie jesteśmy rodzeństwem syjamskim, poza tym jest w marynarce wojennej i nie ma go miesiącami co nie znaczy, że się nie kochamy i nie jesteśmy blisko, więc skończ z tym dziecinnym podejściem do oceniania związków.
czyli tak jak mi się wydawało,  nasz zwiazek jest jednak wybitnie wyjątkowy:p
wyjatkowy przypuszczam jest , ale nie koniecznie w pozytywnym znaczeniu. To co piszesz to troche chorobliwe trzymanie sie, uzaleznienie, ktore w przyszlosci moze przyniesc oplakane skutki. 

co masz a myśli 

Pamelcia100 napisał(a):

Berchen napisał(a):

Pamelcia100 napisał(a):

andorinha napisał(a):

Jaja. Jakby mnie mąż traktował jak kolejne dziecko to bym się nieźle wk&rwiła :p Też byłam poważnie chora, ale nie cierpię takiego roztkliwiania się nad sobą. Mamy swoje kariery, nie jesteśmy rodzeństwem syjamskim, poza tym jest w marynarce wojennej i nie ma go miesiącami co nie znaczy, że się nie kochamy i nie jesteśmy blisko, więc skończ z tym dziecinnym podejściem do oceniania związków.
czyli tak jak mi się wydawało,  nasz zwiazek jest jednak wybitnie wyjątkowy:p
wyjatkowy przypuszczam jest , ale nie koniecznie w pozytywnym znaczeniu. To co piszesz to troche chorobliwe trzymanie sie, uzaleznienie, ktore w przyszlosci moze przyniesc oplakane skutki. 
co masz a myśli 

Ja jestem w zwiazku, ktory jest bardzo podobny do twojego - musialam  pracowac nad tym by moj partner nie widzial nic zlego w tym ze czasem chce wyjsc chociazby na kawe tylko z kolezanka, badz ze idzie na swoj sport i nie musi "sie martwic" co ja w tym czasie robie - on ma , badz mial sklonnosci do takiego jak ty opisujesz bycia wszedzie bez wyjatku razem, itd, ja czulam sie w tym dziwnie, bo zawsze bylam osoba samodzielna i takiego opiekuna nie potrzebowalam, na poczatku mi to troche sie podobalo, czulam sie taka zaopiekowana, z czasem lekko dusilam sie w tym. Kazde male wyjscie do miasta bez niego, a czasem naprawde fajnie jest wyjsc samej badz z kolezanka, bylo przyjmowane przez niego z niechecia, trudno opisac, mialam prawie wyrzuty sumienia - to jest chore. Wyjasnilam mu ze to nie moze tak byc, mam wrazenie ze takie cos wynika z zazdrosci o drugiego, nie do konca zaufania. Kazdy potrzebuje jakiejs sfery wolnosci - co nie znaczy ze zaraz zrobi cos co innego ma zranic. Ciesze sie ze dogadalismy sie , czasem slyszy sie jakie partner jazdy potrafi urzadzic z nieuzasadnionej zazdrosci. 

Inny aspekt - wyobraz sobie zyjesz w ten sposob 30 czy wiecej lat, pominawszy ze nie masz przyjaciol , bo partner  wystarcza, to w momencie gdyby cos sie stalo i odszedl by, w sensie zmarl - to oznacza dla drugiej strony chyba tez tylko smierc, bo po tylu latac w syntezie 100 procentowej zycie samodzielne byloby niemozliwe.

Berchen napisał(a):

Pamelcia100 napisał(a):

Berchen napisał(a):

Pamelcia100 napisał(a):

andorinha napisał(a):

Jaja. Jakby mnie mąż traktował jak kolejne dziecko to bym się nieźle wk&rwiła :p Też byłam poważnie chora, ale nie cierpię takiego roztkliwiania się nad sobą. Mamy swoje kariery, nie jesteśmy rodzeństwem syjamskim, poza tym jest w marynarce wojennej i nie ma go miesiącami co nie znaczy, że się nie kochamy i nie jesteśmy blisko, więc skończ z tym dziecinnym podejściem do oceniania związków.
czyli tak jak mi się wydawało,  nasz zwiazek jest jednak wybitnie wyjątkowy:p
wyjatkowy przypuszczam jest , ale nie koniecznie w pozytywnym znaczeniu. To co piszesz to troche chorobliwe trzymanie sie, uzaleznienie, ktore w przyszlosci moze przyniesc oplakane skutki. 
co masz a myśli 
Ja jestem w zwiazku, ktory jest bardzo podobny do twojego - musialam  pracowac nad tym by moj partner nie widzial nic zlego w tym ze czasem chce wyjsc chociazby na kawe tylko z kolezanka, badz ze idzie na swoj sport i nie musi "sie martwic" co ja w tym czasie robie - on ma , badz mial sklonnosci do takiego jak ty opisujesz bycia wszedzie bez wyjatku razem, itd, ja czulam sie w tym dziwnie, bo zawsze bylam osoba samodzielna i takiego opiekuna nie potrzebowalam, na poczatku mi to troche sie podobalo, czulam sie taka zaopiekowana, z czasem lekko dusilam sie w tym. Kazde male wyjscie do miasta bez niego, a czasem naprawde fajnie jest wyjsc samej badz z kolezanka, bylo przyjmowane przez niego z niechecia, trudno opisac, mialam prawie wyrzuty sumienia - to jest chore. Wyjasnilam mu ze to nie moze tak byc, mam wrazenie ze takie cos wynika z zazdrosci o drugiego, nie do konca zaufania. Kazdy potrzebuje jakiejs sfery wolnosci - co nie znaczy ze zaraz zrobi cos co innego ma zranic. Ciesze sie ze dogadalismy sie , czasem slyszy sie jakie partner jazdy potrafi urzadzic z nieuzasadnionej zazdrosci. Inny aspekt - wyobraz sobie zyjesz w ten sposob 30 czy wiecej lat, pominawszy ze nie masz przyjaciol , bo partner  wystarcza, to w momencie gdyby cos sie stalo i odszedl by, w sensie zmarl - to oznacza dla drugiej strony chyba tez tylko smierc, bo po tylu latac w syntezie 100 procentowej zycie samodzielne byloby niemozliwe.

Wychodzimy normalnie sami bez problemu.  To co opisujesz to chore. Ja jak wyjdę z koleżanką nawet na impreze bez niego to nie mam żadnych wyrzutów. 

A za 30 lat będę się martwić takimi rzeczami ci opisujesz.  Ale jak masz takich przyjaciół co macie z sobą ciągły kontakt nawet po 30 latach to zazdroszczę 

mialam cos podobnego z moim pierwszym chlopakiem, robilismy wszystko razem, codziennie sie widywalismy. Problem sie pojawil, gdy sie rozeszlismy... nie potrafilam przez jakis czas sie odnalezc, nie potrafilam czegokolwiek zrobic,zalatwic bez pomocy a mialam wtedy juz 24lata! Bylam jak uposledzona przy nim,dzis zwracam uwage na takie pary, gdzie dziewczyna musi ciagnac faceta, by cos zalatwic, np glupi przeglad samochodu.... choc nie twierdze, ze akurat u was tak jest, moze sama potrafisz zalatwic (tzn, jesli nie potrafisz ale bedziesz zmuszona to zalatwisz :) ).

Pamelcia100 napisał(a):

Berchen napisał(a):

Pamelcia100 napisał(a):

Berchen napisał(a):

Pamelcia100 napisał(a):

andorinha napisał(a):

Jaja. Jakby mnie mąż traktował jak kolejne dziecko to bym się nieźle wk&rwiła :p Też byłam poważnie chora, ale nie cierpię takiego roztkliwiania się nad sobą. Mamy swoje kariery, nie jesteśmy rodzeństwem syjamskim, poza tym jest w marynarce wojennej i nie ma go miesiącami co nie znaczy, że się nie kochamy i nie jesteśmy blisko, więc skończ z tym dziecinnym podejściem do oceniania związków.
czyli tak jak mi się wydawało,  nasz zwiazek jest jednak wybitnie wyjątkowy:p
wyjatkowy przypuszczam jest , ale nie koniecznie w pozytywnym znaczeniu. To co piszesz to troche chorobliwe trzymanie sie, uzaleznienie, ktore w przyszlosci moze przyniesc oplakane skutki. 
co masz a myśli 
Ja jestem w zwiazku, ktory jest bardzo podobny do twojego - musialam  pracowac nad tym by moj partner nie widzial nic zlego w tym ze czasem chce wyjsc chociazby na kawe tylko z kolezanka, badz ze idzie na swoj sport i nie musi "sie martwic" co ja w tym czasie robie - on ma , badz mial sklonnosci do takiego jak ty opisujesz bycia wszedzie bez wyjatku razem, itd, ja czulam sie w tym dziwnie, bo zawsze bylam osoba samodzielna i takiego opiekuna nie potrzebowalam, na poczatku mi to troche sie podobalo, czulam sie taka zaopiekowana, z czasem lekko dusilam sie w tym. Kazde male wyjscie do miasta bez niego, a czasem naprawde fajnie jest wyjsc samej badz z kolezanka, bylo przyjmowane przez niego z niechecia, trudno opisac, mialam prawie wyrzuty sumienia - to jest chore. Wyjasnilam mu ze to nie moze tak byc, mam wrazenie ze takie cos wynika z zazdrosci o drugiego, nie do konca zaufania. Kazdy potrzebuje jakiejs sfery wolnosci - co nie znaczy ze zaraz zrobi cos co innego ma zranic. Ciesze sie ze dogadalismy sie , czasem slyszy sie jakie partner jazdy potrafi urzadzic z nieuzasadnionej zazdrosci. Inny aspekt - wyobraz sobie zyjesz w ten sposob 30 czy wiecej lat, pominawszy ze nie masz przyjaciol , bo partner  wystarcza, to w momencie gdyby cos sie stalo i odszedl by, w sensie zmarl - to oznacza dla drugiej strony chyba tez tylko smierc, bo po tylu latac w syntezie 100 procentowej zycie samodzielne byloby niemozliwe. [/quote]Wychodzimy normalnie sami bez problemu.  To co opisujesz to chore. Ja jak wyjdę z koleżanką nawet na impreze bez niego to nie mam żadnych wyrzutów. A za 30 lat będę się martwić takimi rzeczami ci opisujesz.  Ale jak masz takich przyjaciół co macie z sobą ciągły kontakt nawet po 30 latach to zazdroszczę 

Z pierwszegio twojego postu wynikalo zupelnie co innego - pisalas "wszedzie chodzimy razem".  I nie chodzi o to ze ma sie 30 lat tych samych znajomych, tylko ze ma sie znajomych czy to teraz czy kiedys. Sa zwiazki takie "papuzki nierozlaczki",ktore ograniczaja sie tylko do siebie i to mozna bylo wnioskowac z twojego pierwszego wpisu. Skoro jest inaczej to znaczy ze jest ok, a czy to jakis wyjatkowy zwiazek? - mozna tak jak ktos juz powiedziec w tym sensie kazdy zwiazek jest tym wyjatkowym.

Berchen napisał(a):

Pamelcia100 napisał(a):

Berchen napisał(a):

Pamelcia100 napisał(a):

Berchen napisał(a):

Pamelcia100 napisał(a):

andorinha napisał(a):

Jaja. Jakby mnie mąż traktował jak kolejne dziecko to bym się nieźle wk&rwiła :p Też byłam poważnie chora, ale nie cierpię takiego roztkliwiania się nad sobą. Mamy swoje kariery, nie jesteśmy rodzeństwem syjamskim, poza tym jest w marynarce wojennej i nie ma go miesiącami co nie znaczy, że się nie kochamy i nie jesteśmy blisko, więc skończ z tym dziecinnym podejściem do oceniania związków.
czyli tak jak mi się wydawało,  nasz zwiazek jest jednak wybitnie wyjątkowy:p
wyjatkowy przypuszczam jest , ale nie koniecznie w pozytywnym znaczeniu. To co piszesz to troche chorobliwe trzymanie sie, uzaleznienie, ktore w przyszlosci moze przyniesc oplakane skutki. 
co masz a myśli 
Ja jestem w zwiazku, ktory jest bardzo podobny do twojego - musialam  pracowac nad tym by moj partner nie widzial nic zlego w tym ze czasem chce wyjsc chociazby na kawe tylko z kolezanka, badz ze idzie na swoj sport i nie musi "sie martwic" co ja w tym czasie robie - on ma , badz mial sklonnosci do takiego jak ty opisujesz bycia wszedzie bez wyjatku razem, itd, ja czulam sie w tym dziwnie, bo zawsze bylam osoba samodzielna i takiego opiekuna nie potrzebowalam, na poczatku mi to troche sie podobalo, czulam sie taka zaopiekowana, z czasem lekko dusilam sie w tym. Kazde male wyjscie do miasta bez niego, a czasem naprawde fajnie jest wyjsc samej badz z kolezanka, bylo przyjmowane przez niego z niechecia, trudno opisac, mialam prawie wyrzuty sumienia - to jest chore. Wyjasnilam mu ze to nie moze tak byc, mam wrazenie ze takie cos wynika z zazdrosci o drugiego, nie do konca zaufania. Kazdy potrzebuje jakiejs sfery wolnosci - co nie znaczy ze zaraz zrobi cos co innego ma zranic. Ciesze sie ze dogadalismy sie , czasem slyszy sie jakie partner jazdy potrafi urzadzic z nieuzasadnionej zazdrosci. Inny aspekt - wyobraz sobie zyjesz w ten sposob 30 czy wiecej lat, pominawszy ze nie masz przyjaciol , bo partner  wystarcza, to w momencie gdyby cos sie stalo i odszedl by, w sensie zmarl - to oznacza dla drugiej strony chyba tez tylko smierc, bo po tylu latac w syntezie 100 procentowej zycie samodzielne byloby niemozliwe.
Wychodzimy normalnie sami bez problemu.  To co opisujesz to chore. Ja jak wyjdę z koleżanką nawet na impreze bez niego to nie mam żadnych wyrzutów. A za 30 lat będę się martwić takimi rzeczami ci opisujesz.  Ale jak masz takich przyjaciół co macie z sobą ciągły kontakt nawet po 30 latach to zazdroszczę 
Z pierwszegio twojego postu wynikalo zupelnie co innego - pisalas "wszedzie chodzimy razem".  I nie chodzi o to ze ma sie 30 lat tych samych znajomych, tylko ze ma sie znajomych czy to teraz czy kiedys. Sa zwiazki takie "papuzki nierozlaczki",ktore ograniczaja sie tylko do siebie i to mozna bylo wnioskowac z twojego pierwszego wpisu. Skoro jest inaczej to znaczy ze jest ok, a czy to jakis wyjatkowy zwiazek? - mozna tak jak ktos juz powiedziec w tym sensie kazdy zwiazek jest tym wyjatkowym.

bo tak jest ze jesteśmy jak papużki  nierozlaczki no ale każdy ma swoje obowiązki i chociaż raz na miesiąc spotka się z jakimś znajomym 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.