Temat: nahcalna obsługa w sklepach

Czy nie denerwuje was to, że nie można już zrobić spokojnie zakupów w centrach handlowych, bo na każdym kroku sprzedawcy oferują swoją pomoc??? Wiem, to nie ich wina, mają schematy obsługi nakazane z góry, ale te sklepy raczej mnie odstraszają niż zachęcają. Co na ten temat myślicie? Dlaczego żaden właściciel sklepu nie wpadł na to, że można oglądać ubrania bez ciągłych zaczepek sprzedawców?

w sieciowych sklepach przymkne oko.  Ale kiedy idę do osiedlowego sklepu i czuje oddech na plecach to szybko wychodzę i nic nie kupuje.

Pasek wagi

Nie wiem dlaczego na to nie wpadli, ale jak kolejna osoba pyta czy w czymś pomóc to mam ochotę odpowiedzieć, że mam w domu do przesunięcia szafę i pomoc by się przydała. Zdaję sobie sprawę jednak, że to nie ich wina i odpowiadam jedynie "Nie, dziękuję". 

Jednak w trakcie zakupów w centrum handlowym ciężko się nie zirytować bo odwiedzamy zwykle kilkanaście sklepów, a w każdym tak średnio 2-3 osoby pytają. Pocieszam się tylko, że one mają gorzej, ja to pytanie usłyszę może z 40 razy, one muszą zapytać w ciągu dnia kilkaset i bez względu na reakcję klienta uśmiechać.

Niestety właściciele mają kiepskie pojęcie o tym co może w Polsce skłonić kogoś do zakupu produktów w danym sklepie. Mi wystarczy, ze obsługa będzie na widoku i na moją prośbę mi pomoże. Nie muszą za mną latać i pytać czy w czymś pomóc, albo iść dwa kroki dalej i poprawiać wieszaki, które przesunęłam. Mam wrażenie, jakbym przeszkadzała.

Dlatego wchodzę do sklepów, w których są już inni bo uwaga obsługi skupia się wtedy nie tylko na mnie.

Pasek wagi

Strasznie mnie to denerwuje, jeszcze ta baczna obserwacja i wzrok, jakbyś zaraz miała ukraść pół sklepu :/ np w Adidasie, Nike itp sklepach. 

I tak najgorsi są ochroniarze w supermarketach, hah :D Ludzie, ja tylko przeglądam skład, nie chce nic ukraść, argh! Czasami gdy widzę jak mi się "namiętnie" przyglądają to z przyjaciółką urządzamy sobie wygłupy, i wtedy to już wgl mamy ich na "ogonie" :D A niektórzy są na tyle inteligentni że wyczuwają sarkazm i idą "śledzić" kogoś innego :D

Nie, nie przeszkadza mi. Kiedyś może tak, bo czułam się w jakiś sposób zobowiązana, teraz nauczyłam się z tej pomocy korzystać. Dziewczyny taką mają pracę, kiedyś "atakowały" od wejścia ale to się zmieniło. Jak mi oferują pomoc, to pytam np. o inne kolory, które mogą być innej cześć sklepu, o znalezienie rozmiaru czy jak nie ma na wieszaku spojrzenie w systemie, bo często jest na manekinie. Kiedyś skorzystałam, bo chciałam kupić żakiet za 190, to mnie dziewczyna uświadomiła podczas miłej rozmowy, że od jutra będą inne kolory i ten zostanie przeceniony. Ponad to, jak już się ekspedientka do mnie przywiąże ;), to jest duże ułatwienie w przebieralni, nie muszę latać, szukać wymieniać rozmiarów, tylko mam pomoc. Tak więc wszyscy są zadowoleni.

Bardzo mi to przeszkadza. Jeszcze nie zdążę dobrze przekroczyć progu sklepu, a już jestem atakowana pytaniami. Najbardziej mnie to irytuje jeżeli idę z kimś, rozmawiam, a ekspedientka przerywa nam dosłownie w pół słowa, albo jeżeli już podziękowałam za pomoc, a ktoś mimo to podchodzi do mnie drugi, trzeci, n-ty raz. Tak samo kawiarnie i motyw "ja chciałem small talk uprawić", wybitnie mnie to zniechęca do kupowania kawy w danym miejscu (mówię o sieciówkach, małe typowo krakowskie kawiarenki rządzą się swoimi prawami ;) Albo kelnerzy stojący jak wryci przy stoliku kiedy jeszcze siedzi się z otwartą kartą, albo pytający pięć razy czy smakowało. Przestałam chodzić do paru miejsc, tak mi to działało na nerwy, nie wiem po co oni to robią - niby chcą zdobywać klientów, a ich tracą. Przecież będę potrzebowała czegoś to sobie podejdę i poproszę o pomoc, nie jestem upośledzona, nie mam pięciu lat, nie trzeba za mną dreptać krok w krok. 

kiedyś taka ekspedientka bardzo do mnie "przylgnęła" w jednej sieci drogeryjnej. szukałam konkretnego koloru podkładu. grzebie na półce i grzebie, znaleźć nie mogę. podeszła najpierw miło, znalazłyśmy razem ale zaraz zaczęła mi ten kolor odradzać i praktycznie wyrwała mi ten podkład z ręki. ja znów po niego sięgnęłam i znów wyrwała zachwalając, że odcień z wyższym numerem będzie dla mnie idealny a ten mi się nie spisze. tak się wściekłam, że powiedziałam jej prosto w oczy, że bardzo zachęciła mnie do zrobienia tych zakupów w innej drogeri i wyszlam. (kolor sprawdzony już wcześniej oczywiście i nie oczekiwałam żadnego "doradztwa"). natomiat jeśli w sklepie z ubraniami można liczyć na pomoc ekspedientki z zakresu doniesienia innego rozmiaru do przymierzalni to bardzo chętnie korzystam. co do odradzania jednego a zachwalania innego i oddechu na plecach jak jeszcze wybieram ubrania - mówię stanowczo nie.

nienawidzę! zazwyczaj jednak mówię tylko 'nie, dziękuję', bo wiem, że taką mają pracę

ostatnio miałam tak w superpharm-stoję i wybieram odżywkę do włosów (a dodam, że włosy to mój największy atut i nie mam z nimi żadnego problemu, więc wybierając odżywkę kieruję się tylko ceną i tym, żeby ułatwiała rozczesywanie włosów :D ). No więc stoję i czaję promocje (trwało to 10s) podchodzi do mnie ekspedientka i pyta czy może pomóc, ja na to, że nie dziękuję, a ona się oburzyła i mowi do mnie 'ale proszę tak nie mówić! ja jestem ekspertką od włosów!', ja w dalszym ciągu-chociaż byłam w szoku-mówię, że nie, dziękuję i wracam do czytania etykiety. A ta dziewczyna nade mną 'ale jakiej pani szuka, co się dzieje z włosami'. No nie wytrzymałam i wyszłam

taak, idąc do Natury albo Hebe jestem o to pytana 2-3 razy... Też właśnie źle się czuję w takich sklepach w których jestem sam na sam ze sprzedawcą (albo sprzedawcami) i chodzą za mną krok w krok i kontroluję każdy ruch, od razu uciekam xd A ochroniarze mnie śmieszą xd

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.