Temat: Film Barbie

Byłam wczoraj z chrześnicą. Sama bym nie poszła, bo ja chodzę do kina rzadko, na coś, co mnie interesuje. 

Czytałam, że reklma na film "Barbie" kosztowała więcej, niż sam film. No nie dziwię się.

Przesłanie- patirarchat, niby na czasie, ale masakrycznie niezgrabnie przedstawione. Wszystko (prześmiewczo męskie) przykryte różem i piękną lalką. Dla mnie to taka parodia wszystkiego. Plus Ryan w blondzie... Tego się nie da odzobaczyć.

Chyba ogladalysmy zupelnie inny film, skoro uwazasz, ze tam rzadzi patriarchat. A rola Gosslinga jest super, wlasciwie przejal caly film. Ale faktem jest, ze scenariusz jest slaby.

cancri napisał(a):

Chyba ogladalysmy zupelnie inny film, skoro uwazasz, ze tam rzadzi patriarchat. A rola Gosslinga jest super, wlasciwie przejal caly film. Ale faktem jest, ze scenariusz jest slaby.

Dla mnie Alan przejął cały film. Jedyna fajna postać. Nie zrozumiałaś jak zwykle. Przesłaniem miał być patriarchat, który stał do opozycji "matkoparchiatu" czy raczj "barbieparchiatu". Znów zabrakło równości. Albo Barbie albo Ken. Takie ptyczki odnośnie rządzenia. Słabe. Ja rzadko chodzę do kina, nie było farte. Ani Magot  ani Ryan w tej roli.

SurykatkaPospolita napisał(a):

cancri napisał(a):

Chyba ogladalysmy zupelnie inny film, skoro uwazasz, ze tam rzadzi patriarchat. A rola Gosslinga jest super, wlasciwie przejal caly film. Ale faktem jest, ze scenariusz jest slaby.

Dla mnie Alan przejął cały film. Jedyna fajna postać. Nie zrozumiałaś jak zwykle. Przesłaniem miał być patriarchat, który stał do opozycji "matkoparchiatu" czy raczj "barbieparchiatu". Znów zabrakło równości. Albo Barbie albo Ken. Takie ptyczki odnośnie rządzenia. Słabe. Ja rzadko chodzę do kina, nie było farte. Ani Magot  ani Ryan w tej roli.

Raczej sama nie zrozumiałaś. Będzie spoiler dalej dla osób, które nie oglądały.

Przecież jest na końcu scena gdzie Barbie mówi do Kena, że zrozumiała, że podejście na zasadzie "każdy wieczór, to babski wieczór" nie było w porządku. Widać, że dotarło do niej jak musiała mu tym sprawiać przykrość. Jest ten scena z innym Kenem, który chce zasiadać w sądzie i dostaje odpowiedź, że w najwyższym nie, ale na niższych szczeblach tak (co jest dokładnym odzwierciedleniem tego jak w realnym świecie kobiety stopniowo wychodziły/wychodzą spod patriarchatu, też zmiany nie zaszły z dnia na dzień). Sam scenariusz moim zdaniem bez szału, chociaż jak ktoś lubi kino, to warto obejrzeć dla jego wizualnej strony. Natomiast to, że wybitny nie był, to jedno, a że go nie zrozumiałaś, to drugie. 

Wilena napisał(a):

SurykatkaPospolita napisał(a):

cancri napisał(a):

Chyba ogladalysmy zupelnie inny film, skoro uwazasz, ze tam rzadzi patriarchat. A rola Gosslinga jest super, wlasciwie przejal caly film. Ale faktem jest, ze scenariusz jest slaby.

Dla mnie Alan przejął cały film. Jedyna fajna postać. Nie zrozumiałaś jak zwykle. Przesłaniem miał być patriarchat, który stał do opozycji "matkoparchiatu" czy raczj "barbieparchiatu". Znów zabrakło równości. Albo Barbie albo Ken. Takie ptyczki odnośnie rządzenia. Słabe. Ja rzadko chodzę do kina, nie było farte. Ani Magot  ani Ryan w tej roli.

Raczej sama nie zrozumiałaś. Będzie spoiler dalej dla osób, które nie oglądały.

Przecież jest na końcu scena gdzie Barbie mówi do Kena, że zrozumiała, że podejście na zasadzie "każdy wieczór, to babski wieczór" nie było w porządku. Widać, że dotarło do niej jak musiała mu tym sprawiać przykrość. Jest ten scena z innym Kenem, który chce zasiadać w sądzie i dostaje odpowiedź, że w najwyższym nie, ale na niższych szczeblach tak (co jest dokładnym odzwierciedleniem tego jak w realnym świecie kobiety stopniowo wychodziły/wychodzą spod patriarchatu, też zmiany nie zaszły z dnia na dzień). Sam scenariusz moim zdaniem bez szału, chociaż jak ktoś lubi kino, to warto obejrzeć dla jego wizualnej strony. Natomiast to, że wybitny nie był, to jedno, a że go nie zrozumiałaś, to drugie. 

Czyli sumarum. Faceci wraz nie mogli zajmować najwyższych stanowisk. Brak równości nadal. Wizualnie dla krainy Barbie itd to fajnie. 



SurykatkaPospolita napisał(a):

Wilena napisał(a):

SurykatkaPospolita napisał(a):

cancri napisał(a):

Chyba ogladalysmy zupelnie inny film, skoro uwazasz, ze tam rzadzi patriarchat. A rola Gosslinga jest super, wlasciwie przejal caly film. Ale faktem jest, ze scenariusz jest slaby.

Dla mnie Alan przejął cały film. Jedyna fajna postać. Nie zrozumiałaś jak zwykle. Przesłaniem miał być patriarchat, który stał do opozycji "matkoparchiatu" czy raczj "barbieparchiatu". Znów zabrakło równości. Albo Barbie albo Ken. Takie ptyczki odnośnie rządzenia. Słabe. Ja rzadko chodzę do kina, nie było farte. Ani Magot  ani Ryan w tej roli.

Raczej sama nie zrozumiałaś. Będzie spoiler dalej dla osób, które nie oglądały.

Przecież jest na końcu scena gdzie Barbie mówi do Kena, że zrozumiała, że podejście na zasadzie "każdy wieczór, to babski wieczór" nie było w porządku. Widać, że dotarło do niej jak musiała mu tym sprawiać przykrość. Jest ten scena z innym Kenem, który chce zasiadać w sądzie i dostaje odpowiedź, że w najwyższym nie, ale na niższych szczeblach tak (co jest dokładnym odzwierciedleniem tego jak w realnym świecie kobiety stopniowo wychodziły/wychodzą spod patriarchatu, też zmiany nie zaszły z dnia na dzień). Sam scenariusz moim zdaniem bez szału, chociaż jak ktoś lubi kino, to warto obejrzeć dla jego wizualnej strony. Natomiast to, że wybitny nie był, to jedno, a że go nie zrozumiałaś, to drugie. 

Czyli sumarum. Faceci wraz nie mogli zajmować najwyższych stanowisk. Brak równości nadal. Wizualnie dla krainy Barbie itd to fajnie. 

Przede wszystkim chodzi o to, ze w Barbieland rzadza kobiety. Kenowie to tylko i wylacznie dodatek dla lalek Barbie. Nie maja nawet swoich willi, nie wiadomo wlasciwie, gdzie spia i "jedza". Sa dyskryminowani i pomijani od zawsze. Barbie nie liczy sie z uczuciami Kena. Dopiero w realnym swiecie do Kena dociera, ze moze byc inaczej, dokladnie na odwrot i wprowadza rewolte. Mimo to, Barbie znowu przejmuja na koncu wladze. Wiec nie rozumiem kompletnie, jak mozna uznac, ze jest to film o zlym patriarchacie, jesli glownie rzadza w nim lalki Barbie... I fakt, ze Kenowie prowadzaja patriarchat, ale to zaledwie fragment filmu, kiedy tak sie staje.

Wizualnie jest okej, nawiazanie do kultowych lalek, gra aktorow super (chociaz scenariusz kiepski, to zagranie tak idiotycznie a wiarygodnie jest wyzwaniem). Ale scenariusz - mnie nie powalilo.

cancri napisał(a):

SurykatkaPospolita napisał(a):

Wilena napisał(a):

SurykatkaPospolita napisał(a):

cancri napisał(a):

Chyba ogladalysmy zupelnie inny film, skoro uwazasz, ze tam rzadzi patriarchat. A rola Gosslinga jest super, wlasciwie przejal caly film. Ale faktem jest, ze scenariusz jest slaby.

Dla mnie Alan przejął cały film. Jedyna fajna postać. Nie zrozumiałaś jak zwykle. Przesłaniem miał być patriarchat, który stał do opozycji "matkoparchiatu" czy raczj "barbieparchiatu". Znów zabrakło równości. Albo Barbie albo Ken. Takie ptyczki odnośnie rządzenia. Słabe. Ja rzadko chodzę do kina, nie było farte. Ani Magot  ani Ryan w tej roli.

Raczej sama nie zrozumiałaś. Będzie spoiler dalej dla osób, które nie oglądały.

Przecież jest na końcu scena gdzie Barbie mówi do Kena, że zrozumiała, że podejście na zasadzie "każdy wieczór, to babski wieczór" nie było w porządku. Widać, że dotarło do niej jak musiała mu tym sprawiać przykrość. Jest ten scena z innym Kenem, który chce zasiadać w sądzie i dostaje odpowiedź, że w najwyższym nie, ale na niższych szczeblach tak (co jest dokładnym odzwierciedleniem tego jak w realnym świecie kobiety stopniowo wychodziły/wychodzą spod patriarchatu, też zmiany nie zaszły z dnia na dzień). Sam scenariusz moim zdaniem bez szału, chociaż jak ktoś lubi kino, to warto obejrzeć dla jego wizualnej strony. Natomiast to, że wybitny nie był, to jedno, a że go nie zrozumiałaś, to drugie. 

Czyli sumarum. Faceci wraz nie mogli zajmować najwyższych stanowisk. Brak równości nadal. Wizualnie dla krainy Barbie itd to fajnie. 

Przede wszystkim chodzi o to, ze w Barbieland rzadza kobiety. Kenowie to tylko i wylacznie dodatek dla lalek Barbie. Nie maja nawet swoich willi, nie wiadomo wlasciwie, gdzie spia i "jedza". Sa dyskryminowani i pomijani od zawsze. Barbie nie liczy sie z uczuciami Kena. Dopiero w realnym swiecie do Kena dociera, ze moze byc inaczej, dokladnie na odwrot i wprowadza rewolte. Mimo to, Barbie znowu przejmuja na koncu wladze. Wiec nie rozumiem kompletnie, jak mozna uznac, ze jest to film o zlym patriarchacie, jesli glownie rzadza w nim lalki Barbie... I fakt, ze Kenowie prowadzaja patriarchat, ale to zaledwie fragment filmu, kiedy tak sie staje.

Wizualnie jest okej, nawiazanie do kultowych lalek, gra aktorow super (chociaz scenariusz kiepski, to zagranie tak idiotycznie a wiarygodnie jest wyzwaniem). Ale scenariusz - mnie nie powalilo.

o tym właśnie pisała Monika, czyli o braku równosci

nie wiem dla kogo ten film, dla kobiet które chciały poczuć się lepiej widząc gnojonych  facetów ... , świat wcale nie byłby lepszy gdyby głównie kobiety nim rządziły, w życiu jest potrzebny i męski i damski pierwiastek 

cancri napisał(a):

SurykatkaPospolita napisał(a):

Wilena napisał(a):

SurykatkaPospolita napisał(a):

cancri napisał(a):

Chyba ogladalysmy zupelnie inny film, skoro uwazasz, ze tam rzadzi patriarchat. A rola Gosslinga jest super, wlasciwie przejal caly film. Ale faktem jest, ze scenariusz jest slaby.

Dla mnie Alan przejął cały film. Jedyna fajna postać. Nie zrozumiałaś jak zwykle. Przesłaniem miał być patriarchat, który stał do opozycji "matkoparchiatu" czy raczj "barbieparchiatu". Znów zabrakło równości. Albo Barbie albo Ken. Takie ptyczki odnośnie rządzenia. Słabe. Ja rzadko chodzę do kina, nie było farte. Ani Magot  ani Ryan w tej roli.

Raczej sama nie zrozumiałaś. Będzie spoiler dalej dla osób, które nie oglądały.

Przecież jest na końcu scena gdzie Barbie mówi do Kena, że zrozumiała, że podejście na zasadzie "każdy wieczór, to babski wieczór" nie było w porządku. Widać, że dotarło do niej jak musiała mu tym sprawiać przykrość. Jest ten scena z innym Kenem, który chce zasiadać w sądzie i dostaje odpowiedź, że w najwyższym nie, ale na niższych szczeblach tak (co jest dokładnym odzwierciedleniem tego jak w realnym świecie kobiety stopniowo wychodziły/wychodzą spod patriarchatu, też zmiany nie zaszły z dnia na dzień). Sam scenariusz moim zdaniem bez szału, chociaż jak ktoś lubi kino, to warto obejrzeć dla jego wizualnej strony. Natomiast to, że wybitny nie był, to jedno, a że go nie zrozumiałaś, to drugie. 

Czyli sumarum. Faceci wraz nie mogli zajmować najwyższych stanowisk. Brak równości nadal. Wizualnie dla krainy Barbie itd to fajnie. 

Przede wszystkim chodzi o to, ze w Barbieland rzadza kobiety. Kenowie to tylko i wylacznie dodatek dla lalek Barbie. Nie maja nawet swoich willi, nie wiadomo wlasciwie, gdzie spia i "jedza". Sa dyskryminowani i pomijani od zawsze. Barbie nie liczy sie z uczuciami Kena. Dopiero w realnym swiecie do Kena dociera, ze moze byc inaczej, dokladnie na odwrot i wprowadza rewolte. Mimo to, Barbie znowu przejmuja na koncu wladze. Wiec nie rozumiem kompletnie, jak mozna uznac, ze jest to film o zlym patriarchacie, jesli glownie rzadza w nim lalki Barbie... I fakt, ze Kenowie prowadzaja patriarchat, ale to zaledwie fragment filmu, kiedy tak sie staje.

Wizualnie jest okej, nawiazanie do kultowych lalek, gra aktorow super (chociaz scenariusz kiepski, to zagranie tak idiotycznie a wiarygodnie jest wyzwaniem). Ale scenariusz - mnie nie powalilo.

Czyli najpierw jest Barbiepartchiat, a potem niby te kobiety dają facetom dostęp do czegoś więcej, ale nie do najwyższych stanowisk, serio? Wraz niesprawiedliwie i lekceważąco, tym razem wobec facetów. Jakby to kobiety się chciały odegrać. Faceci przedstawieni w sposób lekceważący, kobiety zresztą też, mimo "władzy". Ładne, szczupłe "lalki". 

Nie wiem, czy czytałyście. Reklama ma film Barbie była większa niż budżet produkcyjny. Nie dziwię się. 


cancri napisał(a):

SurykatkaPospolita napisał(a):

Wilena napisał(a):

SurykatkaPospolita napisał(a):

cancri napisał(a):

Chyba ogladalysmy zupelnie inny film, skoro uwazasz, ze tam rzadzi patriarchat. A rola Gosslinga jest super, wlasciwie przejal caly film. Ale faktem jest, ze scenariusz jest slaby.

Dla mnie Alan przejął cały film. Jedyna fajna postać. Nie zrozumiałaś jak zwykle. Przesłaniem miał być patriarchat, który stał do opozycji "matkoparchiatu" czy raczj "barbieparchiatu". Znów zabrakło równości. Albo Barbie albo Ken. Takie ptyczki odnośnie rządzenia. Słabe. Ja rzadko chodzę do kina, nie było farte. Ani Magot  ani Ryan w tej roli.

Raczej sama nie zrozumiałaś. Będzie spoiler dalej dla osób, które nie oglądały.

Przecież jest na końcu scena gdzie Barbie mówi do Kena, że zrozumiała, że podejście na zasadzie "każdy wieczór, to babski wieczór" nie było w porządku. Widać, że dotarło do niej jak musiała mu tym sprawiać przykrość. Jest ten scena z innym Kenem, który chce zasiadać w sądzie i dostaje odpowiedź, że w najwyższym nie, ale na niższych szczeblach tak (co jest dokładnym odzwierciedleniem tego jak w realnym świecie kobiety stopniowo wychodziły/wychodzą spod patriarchatu, też zmiany nie zaszły z dnia na dzień). Sam scenariusz moim zdaniem bez szału, chociaż jak ktoś lubi kino, to warto obejrzeć dla jego wizualnej strony. Natomiast to, że wybitny nie był, to jedno, a że go nie zrozumiałaś, to drugie. 

Czyli sumarum. Faceci wraz nie mogli zajmować najwyższych stanowisk. Brak równości nadal. Wizualnie dla krainy Barbie itd to fajnie. 

Przede wszystkim chodzi o to, ze w Barbieland rzadza kobiety. Kenowie to tylko i wylacznie dodatek dla lalek Barbie. Nie maja nawet swoich willi, nie wiadomo wlasciwie, gdzie spia i "jedza". Sa dyskryminowani i pomijani od zawsze. Barbie nie liczy sie z uczuciami Kena. Dopiero w realnym swiecie do Kena dociera, ze moze byc inaczej, dokladnie na odwrot i wprowadza rewolte. Mimo to, Barbie znowu przejmuja na koncu wladze. Wiec nie rozumiem kompletnie, jak mozna uznac, ze jest to film o zlym patriarchacie, jesli glownie rzadza w nim lalki Barbie... I fakt, ze Kenowie prowadzaja patriarchat, ale to zaledwie fragment filmu, kiedy tak sie staje.

Wizualnie jest okej, nawiazanie do kultowych lalek, gra aktorow super (chociaz scenariusz kiepski, to zagranie tak idiotycznie a wiarygodnie jest wyzwaniem). Ale scenariusz - mnie nie powalilo.

Bo to jest nasz świat a rebours. I dlatego, tak, to jest film o patriarchacie. Patrzcie, jak wyglada patriarchat, kiedy się go odwróci. Jeśli nie umiecie go zobaczyć, zobaczcie w krzywym zwierciadle. Na tym to polega.

Użytkownik4250924 napisał(a):

cancri napisał(a):

SurykatkaPospolita napisał(a):

Wilena napisał(a):

SurykatkaPospolita napisał(a):

cancri napisał(a):

Chyba ogladalysmy zupelnie inny film, skoro uwazasz, ze tam rzadzi patriarchat. A rola Gosslinga jest super, wlasciwie przejal caly film. Ale faktem jest, ze scenariusz jest slaby.

Dla mnie Alan przejął cały film. Jedyna fajna postać. Nie zrozumiałaś jak zwykle. Przesłaniem miał być patriarchat, który stał do opozycji "matkoparchiatu" czy raczj "barbieparchiatu". Znów zabrakło równości. Albo Barbie albo Ken. Takie ptyczki odnośnie rządzenia. Słabe. Ja rzadko chodzę do kina, nie było farte. Ani Magot  ani Ryan w tej roli.

Raczej sama nie zrozumiałaś. Będzie spoiler dalej dla osób, które nie oglądały.

Przecież jest na końcu scena gdzie Barbie mówi do Kena, że zrozumiała, że podejście na zasadzie "każdy wieczór, to babski wieczór" nie było w porządku. Widać, że dotarło do niej jak musiała mu tym sprawiać przykrość. Jest ten scena z innym Kenem, który chce zasiadać w sądzie i dostaje odpowiedź, że w najwyższym nie, ale na niższych szczeblach tak (co jest dokładnym odzwierciedleniem tego jak w realnym świecie kobiety stopniowo wychodziły/wychodzą spod patriarchatu, też zmiany nie zaszły z dnia na dzień). Sam scenariusz moim zdaniem bez szału, chociaż jak ktoś lubi kino, to warto obejrzeć dla jego wizualnej strony. Natomiast to, że wybitny nie był, to jedno, a że go nie zrozumiałaś, to drugie. 

Czyli sumarum. Faceci wraz nie mogli zajmować najwyższych stanowisk. Brak równości nadal. Wizualnie dla krainy Barbie itd to fajnie. 

Przede wszystkim chodzi o to, ze w Barbieland rzadza kobiety. Kenowie to tylko i wylacznie dodatek dla lalek Barbie. Nie maja nawet swoich willi, nie wiadomo wlasciwie, gdzie spia i "jedza". Sa dyskryminowani i pomijani od zawsze. Barbie nie liczy sie z uczuciami Kena. Dopiero w realnym swiecie do Kena dociera, ze moze byc inaczej, dokladnie na odwrot i wprowadza rewolte. Mimo to, Barbie znowu przejmuja na koncu wladze. Wiec nie rozumiem kompletnie, jak mozna uznac, ze jest to film o zlym patriarchacie, jesli glownie rzadza w nim lalki Barbie... I fakt, ze Kenowie prowadzaja patriarchat, ale to zaledwie fragment filmu, kiedy tak sie staje.

Wizualnie jest okej, nawiazanie do kultowych lalek, gra aktorow super (chociaz scenariusz kiepski, to zagranie tak idiotycznie a wiarygodnie jest wyzwaniem). Ale scenariusz - mnie nie powalilo.

Bo to jest nasz świat a rebours. I dlatego, tak, to jest film o patriarchacie. Patrzcie, jak wyglada patriarchat, kiedy się go odwróci. Jeśli nie umiecie go zobaczyć, zobaczcie w krzywym zwierciadle. Na tym to polega.

Serio uważasz, że teraz żyjemy w patriarchacie i jesteśmy pomijane? Wg mnie zupełnie nie. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.